Z sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” w sprawie naszego stosunku do europejskiego projektu relokacji uchodźców z południa wynika, że twardo przeciw akceptacji takiego rozwiązania wypowiada się 32 proc. ankietowanych. Tu nic nie dziwi. To twardy elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Telewidzowie czerpiący swoją wiedzę z programów TVP, słuchacze i czytelnicy partyjnych mediów. Zastanawiać może za to, dlaczego tylko tak niewielka grupa Polaków bezwarunkowo popiera to rozwiązanie – ledwie ponad 10 proc. Zdecydowanie największą grupę stanowią ci, którzy nie mają nic przeciwko temu, żeby w mechanizmie relokacji nasz kraj uczestniczył, ale pod warunkiem uruchomienia europejskiego wsparcia finansowego. Ma to ich zdaniem związek z naszym wysiłkiem wspierania uchodźców z Ukrainy i kosztami, które z tego tytułu ponosimy. Innymi słowy, ta zdecydowana większość mówi: „Więcej uchodźców? Tak, ale za dodatkowe pieniądze”.
Polacy oswoili się z tematem uchodźców
O czym świadczą te wyniki? Przede wszystkim o tym, że jako społeczeństwo zdążyliśmy się już z tematem uchodźców oswoić. Grozę potęgowaną przez kolejne kampanie PiS rozbroiła wojna w Ukrainie i – choć to dyskusyjne – odruch empatii wobec osób pragnących przekroczyć unijną granicę na wschodzie Polski. A co najważniejsze, twarde fakty. W ostatnich latach zdecydowanie rośnie w Polsce odsetek ludzi obcej narodowości. Zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić, nauczyć wieloetniczności, wyzbyć resztek strachu. A także zrozumieć, że w trudnych czasach (świetnie to pojął najbystrzejszy uczeń Kaczyńskiego Daniel Obajtek) są niezbędnym wsparciem dla polskiej gospodarki. To kolejny akcent rosnącego spragmatyzowania rodaków.
Czytaj więcej
Społeczeństwo podchodzi do problemu kompromisu azylowego UE dość racjonalnie: większość chce, by został przyjęty, ale domaga się wsparcia dla Polski na uchodźców z Ukrainy.
Jak się ma do wyników tych badań zapowiedziane przez prezesa referendum? No właśnie. Pozornie nie ma sensu, skoro mina z uchodźcami dawno została rozbrojona. Ale to tylko pozory. Jarosław Kaczyński ma inny cel. To mobilizacja własnego elektoratu. Podkręcenie wyborczej emocji w obawie, że wizerunkowe sukcesy Tuska i Platformy mogą zdemobilizować wyborców PiS. Innymi słowy, Kaczyński nie liczy, że pomysł referendum przyniesie mu jakieś dodatkowe solidne wsparcie wyborcze (najwyżej jakiś skromny procent niezdecydowanych), ale przynajmniej obroni partię przed odpływem elektoratu.
PiS może się potknąć na sprawie uchodźców
Poza tym jakież to pole dla kreacji dla partyjnych spin doktorów! Jakie fundusze dla partyjnego aktywu! Ileż twórczego fermentu wśród ksenofobów.