O tym, że atak dronów na Kreml był próbą dokonaniu zamachu na Władimira Putina przekonują ci sami ludzie, którzy publicznie twierdzą, że „specjalna operacja wojskowa” jest obroną ojczyzny, w Kijowie rządzi wroga narodowi szajka nazistów, Polska planuje rozbiór Ukrainy, a pomordowani w Buczy to reżyserowany przez Zełenskiego spektakl. Innymi słowy Moskwa tak głęboko zabrnęła w kłamstwa na temat wojny, że cokolwiek propagandziści Kremla nie rozgłoszą, i tak nikt im nie uwierzy.
Eksperci od Rosji świetnie wiedzą, że to nic nowego. Dla założonego w jakimś tajnym sztabie efektu rosyjskie służby specjalne są w stanie dokonywać zbrodni na własnym narodzie. Za takie uważa się wysadzenie jesienią 1999 roku bloków mieszkalnych w Moskwie i na południu kraju, co spowodowało śmierć setek niewinnych ludzi. Otruty później przez FSB były agent Aleksander Litwinienko przekonywał, że była to zaplanowana z zimną krwią prowokacja, której celem była destabilizacja nastrojów w Rosji, obarczenie winą Czeczenów i przejęcie władzy przez służby. Tak też się stało. Bezpośrednim beneficjentem politycznym histerii stał się wybrany w maju 2000 r. na prezydenta Władimir Władimirowicz, a „odpowiedzialną” za zamachy Czeczenię utopiono we krwi.
Czytaj więcej
Od reakcji Władimira Putina po uderzeniu dronów na Kreml może zależeć przyszłość świata.
Obrońcy Putina natychmiast odpowiedzą, że to teorie spiskowe i oskarżyciele FSB na nic nie mają dowodów. To prawda, dokumentacja tamtych zbrodni leży pewnie głęboko schowana w sejfach, ale prócz rządowych kanałów komunikowania jest w Rosji jeszcze coś, czego w krajach demokratycznych niemal się nie spotyka. To powtarzana po cichu przez miliony, stojącą w naturalnej opozycji do oficjalnej linii „prawda ludowa” i powszechne przekonanie o podłości oraz absolutnej bezwzględności gotowej na wszystko władzy. Wtedy w 1999 roku Kreml wskazywał na Czeczenów, ale naród mnożył teorie spiskowe obarczające winą swoich.
Czy w przypadku ostatniego, dość żałosnego (choć może lepszym określeniem jest infantylny) „ataku” dronów na Kreml mamy do czynienia z historią powtarzająca się jako farsa? To rzecz jasna tylko hipoteza, nie mniej dla zwykłych Rosjan niezwykle wiarygodna. Właśnie dlatego, że jest antytezą oficjalnej propagandy. Niemniej nie można wykluczyć i dwóch pozostałych scenariuszy; testowania przez Ukrainę zasięgu dronów i efektywności ochrony Kremla, oraz aktu sabotażu dokonanego przez rosyjską opozycję.