Profesor Marcin Matczak wywołał dwie burze z rzędu. W Wigilię opublikował w „Gazecie Wyborczej” tekst, w którym tłumaczył religijny sens świętowania Bożego Narodzenia, przekonując, że ateistyczne święta „to samooszukiwanie się człowieka zagubionego w sekularnym do cna świecie” – obficie cytując wydaną przez Krytykę Polityczną książkę Byung-Chul Hana. Z kolei w środę uderzył jeszcze mocniej, publikując odpowiedź krytykom i tytułując ją: „Przytulicie znajomego, który wyzna, że jest gejem, ale znajomemu, który powie, że wierzy w Boga, każecie wyp... z domu”.
Warto zauważyć, że oba te tekst miały zupełnie innych adresatów. Pierwszy odbieram jako ciekawą analizę religijności świąt, paradoksalnie skierowaną do osób wierzących, pokazującą, że zeświecczanie Bożego Narodzenia nie ma sensu. Święta to coś więcej niż wypoczynek przed kolejnym tygodniem pracy; to budowanie wspólnoty wokół tajemnicy. Wspólne oglądanie telewizji to nie świętowanie. Prof. Matczak trafnie i boleśnie portretuje rodziny, które niby są razem, ale w których każdy pogrążony jest w ekranie własnego smartfona. I pewnie dlatego ten tekst został przez niektórych błędnie odczytany jako wymierzony w ateistów, obrażający ich, dzielący ludzi obchodzących święta na lepszych i gorszych. Błędnie, bo profesor deklaruje się jako osoba wierząca i z tej perspektywy pisze o doświadczeniu świętowania, a nie przeciw komukolwiek.
Czytaj więcej
Pytając o sens, wkraczamy w sferę spraw, których nie da się ani badać, ani dowieść doświadczalnie. Jeśli uznajemy, że nie ma żadnej Tajemnicy, wartej, by pisać ją z wielkiej litery, to lepiej nie pytajmy o sens. Pytając o sens, nieuchronnie wkraczamy bowiem w sferę wiary.
Ale krytyka Matczaka ma jeszcze jedno źródło. Otóż profesor prawa uchodził za jednego z głównych wrogów PiS, bezwzględnie krytykował zmiany w sądownictwie, stając na straży praworządności. Przez obóz antypisowski został więc uznany za swojego, za jedną z twarzy sprzeciwu wobec zamordyzmu. A że dziś dominuje myślenie pakietowe, profesor Matczak musi być antypisowski we wszystkim. Skoro religia jest domeną pisowców, wiec antypisowski Matczak powinien również uderzać w religię i raczej zdekonstruować Boże Narodzenie, ironicznie je wyśmiać, nie zaś je bronić. W krytyce, która go spotkała, było więc sporo żalu, że taki fajny antypisowski Matczak zawiódł, wyszła z niego jakaś konserwa, jakiś katol. Dlatego Manuela Gretkowska kazała mu wyp...
I właśnie do tych krytyków, rekrutujących się z liberalno-lewicowych elit Matczak kieruje drugi tekst, zarzucając im w nim nietolerancję. I chodzi mu nie o nietolerancję ogółu społeczeństwa, ale właśnie tych komentatorów, szczycących się swą otwartością, którzy nie mogą znieść tego, że ktoś może uważać ateistyczne Boże Narodzenie za pozbawione sensu.