Zadawanie pytań rządowi stanowi jedną z form wykonywania mandatu poselskiego. Parlamentarzyści są dociekliwi. Zadają różne pytania. Chcą wiedzieć np., jaką prasę prenumerują poszczególne resorty, jakie szkolenia organizowane są dla urzędników. Pytają o walkę z Covid-19, o szczepienia. Interesuje ich, ilu pedofilów odbywa kary w zakładach karnych, pytają o to, jakie rząd ma pomysły na poprawę sytuacji w różnych branżach. Chcą też wiedzieć, ile pieniędzy z budżetu państwa dostaje ojciec Tadeusz Rydzyk.
Katalog pytań jest właściwie nieskończony. Można zadać każde pytanie i ile się chce – np. poseł Krzysztof Truskolaski na jednym z ostatnich posiedzeń Sejmu złożył do ministra infrastruktury 60 pytań o realizację ustawy o funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej w poszczególnych gminach województwa podlaskiego. Jest posłem z tego regionu, ludzi ta kwestia interesuje, poseł pyta. Ma prawo.
Teoria mówi, że osoba, do której kierowana jest interpelacja, w ciągu 21 dni ma na nią odpowiedzieć. To teoria. Niektórzy posłowie na odpowiedzi czekają ponad 400 dni i pewnie się ich nie doczekają. Nie tylko ci z opozycji. Taki los spotkał np. interpelację posłanki Barbary Bubuli (PiS), która w lipcu 2017 roku pytała premiera o badania rynku prasy w Polsce i zapobieganie monopolowi informacyjnemu. W sierpniu 2017 r. – po upływie terminu poproszono o przedłużenie czasu na odpowiedź. Odpowiedzi nie ma. Sejmowy licznik pokazuje, że jest już 812 dni po terminie. I jej nie będzie, bo z końcem kadencji interpelacja poszła do kosza. Zresztą i tak odpowiedzieć nie ma już komu, bo posłanka Bubula w ostatnich wyborach do Sejmu nie weszła. Szans na uzyskanie odpowiedzi nie ma też poseł Tomasz Kostuś (PO–KO), który w sierpniu 2018 r. pytał o płatności kartami przez ministerialnych urzędników. On w Sejmie jeszcze jest, ale jego pytania wylądowały w niszczarce.
Lektura poselskich pytań i interpelacji jest czasem zabawna. Z części z nich wprost wynika, że pytanie ma na celu wywołanie jakiejś awantury. Ale zwyczajne dobre wychowanie nakazuje, by nawet na najgłupsze, nawet najbardziej irytujące pytanie odpowiedzieć. Skoro posłowie mają prawo pytać, to mają też prawo oczekiwać odpowiedzi. W końcu duża część zapytań to problemy, z którymi do posłów przychodzą ludzie. Oni chcą wiedzieć i żyć w poczuciu, że władza ich nie lekceważy. Poseł jest tylko listonoszem.
Zasypani lawiną pytań >A3