Przez pierwszy rok pandemii liczby kobiet w ciąży, nowo narodzonych dzieci, ślubów, świeżych związków drastycznie spadły. Rekordy są różne, wszystkie ponure. Są miejsca, jak Włochy, gdzie urodzin jest o ćwierć miliona mniej niż zgonów – nie było tak od czasów wielkiej wojny.
Każdy ma szczególny indywidualny powód. Ale na poziomie ogólnym sprowadza się to do kilku słów: lęk o przyszłość. Trudno w takiej atmosferze podejmować decyzję o powoływaniu na świat nowych niepewnych i straumatyzowanych. Nie wiedząc na dodatek, czy da się im zapewnić warunki, do których przywykliśmy. Z gorszymi rzadko kto chce się pogodzić. Prognozy nie są optymistyczne. Nie wiadomo, kiedy zaraza przestanie szaleć, czy szczepionki poradzą sobie z nowymi mutacjami i czy nie pojawi się kolejny powód do strachu. Nie wiemy, kiedy wymkniemy się z zamkniętych domów na coś więcej niż zakupy czy do pracy. Kiedy zdejmiemy maseczki, by się lepiej poznać. I – to szczególnie ważne – czy będziemy jeszcze potrzebni na rynku pracy, który się zmieni, ale nie mamy pojęcia jak.
Można powiedzieć, że brak dzieci Europa nadrobi imigrantami, jest mnóstwo chętnych po drugiej stronie Morza Śródziemnego. W samym Egipcie w ciągu dekady przybyło 20 mln nowych obywateli, nawet w czasie pandemii wzrasta tam liczba ludności. Ale z takim rozwiązaniem wiąże się problem. Już przybycie przed kilku laty jednego czy dwóch milionów imigrantów zachwiało Unią. Także dlatego, że w części społeczeństw europejskich wywołało poczucie zagrożenia. Udało się to załagodzić, bo dla chcących imigrantów była praca.
Teraz jest inaczej. Coraz więcej młodych Europejczyków – czyli tych, od których decyzji najbardziej zależy, czy zapełnią się kołyski – nie ma zatrudnienia i może nigdy nie mieć. Imigranci staną się w większym stopniu niż w epoce prosperity rywalami na rynku pracy. Konflikt między miejscowymi a przybyszami raczej będzie narastał. I to będą brali pod uwagę politycy.
Nadzieję można wiązać z tym, że po okresie smutku, po długiej wojnie nadchodzi czas optymizmu. A trochę później baby boom.