Szczególnie zaś cieszy, że bezdyskusyjnym liderem na polskim rynku za cały 2017 rok jest pismo, które właśnie trzymacie państwo w ręku.
To dla nas oczywiście powód do dumy, bo wielu od lat wieściło, że w konkurencji z nowoczesnością, wszędobylskimi portalami czy mediami elektronicznymi nie mamy szans. Przeciwko nam, rzekomo, miałyby stawać połączone armie technologii, przekazu na żywo, gigantycznych budżetów, które wędrują do telewizyjnych czy radiowych anten, w końcu młodość i inwencja dziennikarstwa społecznego. Jest jednak inaczej. Okazuje się, że nic nie jest w stanie zastąpić kompetencji i profesjonalizmu dziennikarzy z krwi i kości, którzy wciąż tworzą trzon zespołów tradycyjnych tytułów. Oczywiście nie odrzucamy nowoczesności. Rzucamy się w nią z całą pasją. Umiejętnie łączymy wyważenie jakościowego dziennikarstwa z szybkością internetu, lekkie i jasne pisanie z multimedialnymi zdolnościami przed okiem kamery i sitkiem mikrofonu. Właściwie nie potrafimy już inaczej. News wędruje do internetu sekundę po narodzinach, by po chwili błyszczeć na portalach społecznościowych. To, co w końcu trafia do gazety, jest zaś efektem procesu rafinacji i smakuje jak dobrze wyleżakowane wino.
Nie chciałbym jednak, by wierny czytelnik uznał, że wpadamy w euforię. Ten sukces – jak wszystkie inne – tylko motywuje nas do stawiania sobie coraz to nowych wyzwań. Jest też widomym dowodem, że wciąż można wygrywać. Mimo przeciwności. Mimo zaklęć. Mimo trudnej aury. Pragnę w tym ważnym momencie podziękować całemu zespołowi tytułu i wydawnictwa. Za ofiarną pracę, oddanie i lojalność. Sami najlepiej zresztą wiecie, jaki za takimi sukcesami kryje się wysiłek. I podziękowania najważniejsze – dla pp. Czytelników.
Istniejemy i wygrywamy tylko dlatego, że nam ufacie. Wierzycie, że „Rzeczpospolita” w waszej codziennej gonitwie za rozumieniem świata jest ważna i wiarygodna, że umie się przeciwstawić bzdurnym kategoriom fake newsa i postprawdy. Potrzebujecie nas tak samo jak my was. I jeśli nadal będziecie z nami, damy wam jeszcze więcej.