Niemniej niech ci ostatni wiedzą, że ktoś pandemię przeżyje, między innymi krewni niepotrzebnych ofiar i oni rozliczą za błędy w czasie wyborów. A fundamentalnym, rzec można morderczym błędem, jest kierowanie się kalkulacją wyborczą przy wprowadzaniu reżimów pandemicznych.
O tym, że czwarta fala COVID-19 będzie bardzo wysoka, lekarze trąbili od lata. Był czas, by się przygotować, przemyśleć strategię walki. Nikt z tego nie skorzystał.
Dziś prorocze (a jakże) słowa ekspertów medycznych się sprawdzają. Rośnie codzienna liczba zdiagnozowanych chorych. W zeszłym tygodniu to było średnio 15 tysięcy. Dzisiaj 25 tysięcy, w przyszłym tygodniu będzie ich – jak twierdzą przedstawiciele rządu - 40 tysięcy.
Czytaj więcej
Gdy we środę Niemcy zanotowały ponad 50 tys. przypadków zakażenia koronawirusem i 290 zgonów, kanclerz Angela Merkel stwierdziła, że sytuacja jest dramatyczna i wezwała rodaków do szczepienia się. Gdy we środę w dwukrotnie mniejszej Polsce odnotowano 25 tys. przypadków zakażenia i niemal 500 zgonów, konferencje prasową zwołał... rzecznik ministerstwa zdrowia i zaapelował o noszenie maseczek w miejscach publicznych.
Ale nie tu jest największy problem; największym problemem jest nieprzeciętnie wysoka śmiertelność, efekt niskiego poziomu wyszczepienia Polaków. Jesteśmy w tej niechlubnej kategorii jednym z europejskich liderów. Co więcej, każdy – poza kompletnymi analfabetami – to wie. Większość rozumie, że trzeba temu przeciwdziałać i że odpowiedzialność za to spoczywa na rządzie.