Przeczytaj: Krzyżak: Obywatelu, nie pyskuj! To dla twojego dobra
Od grudnia 2016 roku w okolicach Sejmu co jakiś czas pojawiają się bowiem metalowe barierki i dodatkowe patrole policji. Teren – dotąd dostępny dla demonstrantów, a także zwykłych spacerowiczów – decyzją marszałka jest zamknięty. Obok funkcjonariuszy policji i straży marszałkowskiej nie prześlizgnie się nawet mysz. A może być jeszcze gorzej, bo wokół budynków Sejmu planowana jest budowa muru. Od pewnego czasu straż marszałkowska ma prawo do noszenia broni palnej z pociskiem w komorze, gotowej do strzału. Marszałek Kuchciński grodzi też korytarze wewnątrz budynku, tworzy strefy, w których nie mogą przebywać dziennikarze, przyznaje sobie prawo do decyzji, którą wycieczkę do Sejmu wpuścić, a która pocałuje klamkę. Wszystkie te środki ostrożności mają wynikać z troski o bezpieczeństwo parlamentarzystów i zapewnić im spokój niezbędny do stanowienia prawa. A demonstranci mogą w tym przeszkadzać, więc trzeba ich trzymać od sejmowych budynków jak najdalej.
Jeszcze wczoraj militaryzację sejmowego budynku traktowałem jako wyraz nieufności do obywateli, których uważa się za potencjalnych przestępców. Dziś muszę przyznać, że byłem w błędzie i przynajmniej częściowo oddać sprawiedliwość marszałkowi Kuchcińskiemu. Środowa – wedle deklaracji organizatorów pokojowa – demonstracja przerodziła się bowiem w prawdziwą groteskę. Bo jak traktować pakowanie przywódców protestu do bagażnika poselskiego auta i wwożenie ich na teren Sejmu? Komu i co Joanna Scheuring-Wielgus, Joanna Schmidt i Ryszard Petru (dawniej w Nowoczesnej) chcieli w ten sposób udowodnić? To prawda, przechytrzyli policję, straż marszałkowską i samego marszałka Kuchcińskiego. Ale po co? Przecież ta komediowa akcja nie spowoduje wcale tego, że marszałek Sejm otworzy – będzie wręcz odwrotnie. Środki ostrożności zostaną jeszcze bardziej zaostrzone.
Jeszcze wczoraj – posługując się nieco czarnym humorem – proponowałem, by PiS utworzył obóz odosobnienia dla przeciwników politycznych. Przed wojną istniał taki w Berezie Kartuskiej. Dziś patrząc na poczynania wielu polityków PO, Nowoczesnej, czy byłych posłów tej partii z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że paru osobom pobyt w izolacji by się przydał. Tak dla otrzeźwienia. Dla zdrowotności. Może nie w Berezie, ale na pewno poza parlamentem.
Nie ma wątpliwości, że środowy protest grupy Obywateli RP wymknął się spod kontroli, że władzę nad nim przejęli politycy opozycji. Ale tak jak zamykanie Sejmu uważam za oznakę słabości marszałka Kuchcińskiego, tak ekscesy, których głównymi aktorami są ci, którzy niedawno byli u władzy są dowodem ich niemocy. Bo jak się okazuje poza blokowaniem mównicy sejmowej, podsycaniem protestów – jak choćby niepełnosprawnych czy w kwestii zaostrzenia przepisów aborcyjnych – i urządzaniem komedii nie mają Polakom nic do zaproponowania. A Ryszard Petru z koleżankami wszedł na drogę, która niegdyś przeszli Andrzej Lepper czy Janusz Palikot. Jak skończyli przypominać nie trzeba. Mając opozycję zdolną jedynie do takich działań PiS może być spokojny o dalsze kadencje – mimo, że popełnił i wciąż popełnia mnóstwo błędów.