Zamach na eurodemokrację

Akcja ratowania Europy przed Europejczykami trwa. Po zmuszeniu Irlandczyków do powtórzenia referendum eurobiurokratyczne elity ponaglają prezydenta Kaczyńskiego i wzmagają moralny atak na czeskiego prezydenta Vaclava Klausa.

Aktualizacja: 07.10.2009 21:23 Publikacja: 07.10.2009 20:34

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Skąd ten pośpiech i zadyszka w Brukseli? Podpis prezydenta Kaczyńskiego to już formalność. Klaus nie lubi traktatu, ale i on zdany jest na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Lizbonoentuzjaści może nie mają większości w Czechach, prezydent cieszy się 69-proc. poparciem, ale w Trybunale nie ma większości. Traktat przejdzie.

Przejdzie, ale czy zdąży przed wyborami w Wielkiej Brytanii? Za rogiem czekają już brytyjscy konserwatyści. Następne wybory mają w kieszeni i wyznaczyli już nawet termin referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. W połowie przyszłego roku chcą przeprowadzić głosowanie, które swego czasu obiecał im pochodzący z Partii Pracy premier Gordon Brown. Laburzyści, widząc sondaże opinii publicznej, złamali jednak obietnicę. Idąc śladem innych przywódców europejskich, Brown ogłosił, że traktat jest tylko zwykłą umową międzynarodową i wystarczy jego podpis.

Konserwatyści upierają się, że to będzie pierwszy dokument tak wysokiej rangi. Wielka Brytania nie ma konstytucji, jednego aktu określającego ustrój państwa i prawa obywateli. Brytyjczycy dumni są ze swojego systemu pojedynczych przepisów i aktów, które tworzą prawo precedensowe. Traktat lizboński nie tylko wywraca tę tradycję do góry nogami, ale też swoimi zapisami ograniczającymi decyzje w kwestiach polityki zagranicznej i fiskalnej mocno niepokoi Brytyjczyków. Gdyby referendum odbyło się dziś, to ponad 65 proc. opowiedziałoby się przeciwko traktatowi w obecnej formie. I dostaną swoją szansę – zapowiada David Cameron, przywódca torysów.

Na silną pozycję konserwatystów wpłynęła przede wszystkim sytuacja gospodarcza i destrukcyjny entuzjazm, z jakim Gordon Brown pompował pieniądze w gospodarkę, ale i traktat nie był tu bez znaczenia.

Prezydent Kaczyński raczej nie wymiga się od podpisu. Prezydent Klaus wciąż ma nadzieję przeciągnąć swoje zmagania do czasu referendum. A jeżeli i jemu się nie uda, to czeka nas kampania ratowania Brytyjczyków przed Brytyjczykami. Pewnie usłyszymy, że referendum i powszechne głosowanie są zamachem na demokrację.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/10/07/zamach-na-eurodemokracje/]blog.rp.pl/wroblewski[/link]

Skąd ten pośpiech i zadyszka w Brukseli? Podpis prezydenta Kaczyńskiego to już formalność. Klaus nie lubi traktatu, ale i on zdany jest na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Lizbonoentuzjaści może nie mają większości w Czechach, prezydent cieszy się 69-proc. poparciem, ale w Trybunale nie ma większości. Traktat przejdzie.

Przejdzie, ale czy zdąży przed wyborami w Wielkiej Brytanii? Za rogiem czekają już brytyjscy konserwatyści. Następne wybory mają w kieszeni i wyznaczyli już nawet termin referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. W połowie przyszłego roku chcą przeprowadzić głosowanie, które swego czasu obiecał im pochodzący z Partii Pracy premier Gordon Brown. Laburzyści, widząc sondaże opinii publicznej, złamali jednak obietnicę. Idąc śladem innych przywódców europejskich, Brown ogłosił, że traktat jest tylko zwykłą umową międzynarodową i wystarczy jego podpis.

Komentarze
Sikorski i Duda dryfują po morzach i lądach. Co dalej z Trójmorzem?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Niepokojący trend sondażowy dla Rafała Trzaskowskiego. Karol Nawrocki jak Andrzej Duda?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Trump i światowi przywódcy w Rzymie. Pogrzeb Franciszka okazją do geopolitycznego przełomu?
Komentarze
Czy Franciszek był papieżem na miarę tej nowej epoki wojny?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Krajobraz po śmierci papieża Franciszka. Podzielony Kościół, świat w kryzysie