Choć od prezentacji Polskiego Ładu minął dopiero tydzień, rzeczywistość dość mocno weryfikuje polityczne plany Prawa i Sprawiedliwości. Po przedstawieniu projektu de facto obniżki podatków dla dwóch trzecich Polaków wydawało się, że partia rządząca znalazła św. Graala naszej polityki, dzięki któremu kolejne wybory miały przypominać spacer po trzecią kadencję.
Za wcześnie jeszcze na to, by ogłaszać koniec Polskiego Ładu, ale bardzo szybko się okazało, że rzeczywistość nie jest aż tak różowa, jak chcieli nas o tym przekonać spin doktorzy obozu władzy. Projekt wcale nie zniwelował napięć w obozie Zjednoczonej Prawicy. Jarosław Kaczyński przyznał w jednym z wywiadów, że sądy działają dziś gorzej niż przed dojściem PiS do władzy. Trudno sobie wyobrazić bardziej krytyczną ocenę działań Zbigniewa Ziobry i kierowanego przez niego od sześciu lat resortu sprawiedliwości. Równocześnie trwa próba rozbijania Porozumienia Jarosława Gowina. Obaj koalicjanci mają o czym myśleć. Czy opłaca im się wspierać tak mocno Polski Ład i budować potęgę PiS, która może się obrócić przeciwko nim, gdy zostaną przez Kaczyńskiego wyślizgani z obozu władzy?
I choć prezes PiS stara się w wywiadach zrobić jak najlepsze wrażenie, choć jest zadziwiająco szczery (jak choćby w rozmowie z Interią), to trzeba pamiętać, że to polityk, który znajduje się na czele rankingów nieufności.
Dziś PiS może się cieszyć, że opozycja przeżywa potężny kryzys. Szymon Hołownia wyprzedza już na stałe Platformę w sondażach, choć jego klub liczy dopiero sześciu członków. Ale trzeba pamiętać, że nie ma innej partii, do której gotowi są przechodzić politycy z obozu władzy (prof. Wojciech Maksymowicz), Lewicy (Hanna Gil-Piątek) oraz Platformy (Joanna Mucha). Ta ostatnia przechodzi poważny kryzys, z którego być może się podniesie, ale już jako zupełnie inny byt niż ten, który stworzył dwie dekady temu Donald Tusk z Grzegorzem Schetyną.
Ważne procesy zachodzą też na lewicy. Opozycja może z tych procesów wyjść za kilka miesięcy znacznie dojrzalsza niż dotąd. O jej potencjale może świadczyć badanie, które przeprowadził dla „Rzeczpospolitej" IBRiS. Znacznie więcej ankietowanych uważa, że po wyborach Polską powinna rządzić koalicja złożona z partii opozycyjnych (niemal 40 proc.), niż że powinna rządzić Zjednoczona Prawica (27 proc.). To zaś oznacza, że nawet część wyborców PiS wcale nie jest przekonana, że dobrze dla naszego kraju byłoby, gdyby partia ta rządziła dalej. Za tym, by rządziła sama Zjednoczona Prawica, opowiada się 55 proc. jej wyborców, zaś za jakimś wariantem koalicyjnym (z PSL, Hołownią czy KO) 11 proc. Nie jest to więc elektorat przekonany o tym, że utrata rządów przez PiS byłaby katastrofą.