W poniedziałek rano euro kosztowało niespełna 4,46 zł, najmniej od sierpnia, w porównaniu do około 4,54 zł w piątek. Stanowiło to przyspieszenie aprecjacji złotego, która trwała od początku października, gdy za euro było trzeba zapłacić ponad 4,60 zł. Ta aprecjacja też była przez analityków wiązana m.in. z rosnącym prawdopodobieństwem tego, że Zjednoczona Prawica nie będzie w stanie utrzymać się u władzy przez trzecią kadencję.
Potencjalna zmiana rządu wpływa na kurs waluty z kilku powodów. Po pierwsze, zwiększa szanse na to, że nad Wisłę zaczną w końcu płynąć unijne fundusze na realizację KPO, i zmniejsza ryzyko, że Polska utraci tę część funduszy z regularnego budżetu UE na lata 2021-2027, której wypłaty powiązane są z przestrzeganiem zasad praworządności.
Napływ środków w euro, które będą wymagały przewalutowania, będzie mechanicznie prowadził do umocnienia złotego, co rynek dyskontuje z wyprzedzeniem. Dodatkowo poprawia, choć nieznacznie, perspektywy wzrostu polskiej gospodarki. Ekonomiści szacują zwykle, że odblokowanie KPO z czasem doda około 0,3 pkt proc. do rocznej dynamiki PKB.
Czytaj więcej
Towary i usługi konsumpcyjne inne niż paliwa, nośniki energii i żywność potaniały we wrześniu po raz pierwszy od ponad trzech lat. To jednak tylko przerwa w marszu cen w górę.
Złoty umacnia się po wyborach parlamentarnych. Jakie są tego przyczyny?
Kolejną przyczyną umocnienia złotego w reakcji na wstępne wyniki wyborów jest szansa na poprawę jakości zarządzania spółkami skarbu państwa. Notowania akcji tych firm na warszawskiej giełdzie wystrzeliły w poniedziałek do góry, w czym pomogli zapewne zagraniczni inwestorzy, którzy w ostatnich miesiącach polski rynek raczej omijali.