Materiał powstał we współpracy z BGK
W 2021 r. polski eksport wzrósł względem 2020 r. o 20,1 proc., do 288,1 mld euro, a import o 26,3 proc., do 289,6 mld euro. Było to mocne odbicie po pandemicznym roku 2020. Przed polskimi eksporterami piętrzą się jednak wciąż nowe trudności. Po wojnach handlowych na linii USA–Chiny, tendencjach izolacjonistycznych w wielu regionach świata, brexicie oraz lockdownach i zerwanych łańcuchach dostaw (a warto przypomnieć, że aż 70 proc. globalnego handlu odbywa się w łańcuchach dostaw), w szczególności w handlu z Azją, polskim eksporterom przyszło mierzyć się teraz ze skutkami rosyjskiej agresji na Ukrainę i zamknięciem dwóch wschodnich rynków (Rosja i Białoruś). Do tego rośnie inflacja, stale rosną ceny surowców i transportu – a koszty tego ostatniego mają aż 50 proc. udziału w kosztach produkcji. Panuje też duża niepewność na rynku walut. O zagrożeniach dla polskiego eksportu rozmawiali eksperci zaproszeni przez „Rzeczpospolitą”.
Handel ze Wschodem?
Uczestnicy dyskusji starali się wskazać, gdzie można znaleźć alternatywę dla sprzedaży w Rosji i na Białorusi.
– Wsparcie naszego banku było kierowane głównie na rynki wschodnie (Białoruś, Rosja, Ukraina). Teraz na skutek sankcji nie ma możliwości finansowania wsparcia eksportu na te rynki. Całkowicie je zamknięto. Dane za II kwartał br. wskazują, że polski eksport do Rosji spadł rok do roku o 60 proc. W początkowej fazie wojny zamarł też rynek ukraiński, ale już w II kwartale wzrósł tam eksport, głównie dóbr konsumpcyjnych. Prym wiodą paliwa, jak również pojazdy drogowe, co wynikało m.in. z bonifikat podatkowych wprowadzonych przez rząd Ukrainy dotyczących importu aut. Eksport z Polski na Ukrainę wyniósł w II kwartale ponad 2 mld euro, co oznacza, że dla Ukrainy Polska stała się głównym partnerem handlowym – mówił Piotr Kuffel, dyrektor Biura Ekspansji Zagranicznej w Banku Gospodarstwa Krajowego.
Część firm wciąż jednak obawia się handlu na Ukrainie, choć chyba niepotrzebnie.
– Handel z Ukrainą jest bezpieczny, szczególnie biorąc pod uwagę warunki, w jakich się odbywa. Jeszcze przed wojną morale płatnicze firm ukraińskich było bardzo wysokie. Tak jest i teraz. KUKE od czerwca oferuje limity na rynek ukraiński. Poziom naszego zaangażowania jest już podobny do tego sprzed wojny. Firmy ukraińskie bardzo sprawnie realizują swe należności, choć w początkowej fazie wojny spodziewaliśmy się dużej szkodowości. Tak się jednak nie stało – zapewniała Katarzyna Kowalska, wiceprezes zarządu KUKE. Wskazała też, że rynek ukraiński się zmienia. – Z naszego spotkania z dużymi dystrybutorami wynika, że o ile przed wojną 80 proc. towarów w supermarketach stanowiły produkty lokalne, o tyle teraz królują głównie wyroby z Polski i nie chodzi tylko o produkty spożywcze – dodała, wskazując, że Ukraińcy regulują płatności, bo nie chcą zachwiać łańcuchem dostaw do swych sieci.
– Niestety w przypadku Polski wzrost eksportu na Ukrainę nie rekompensuje w pełni spadku wywołanego sankcjami nałożonymi na Białoruś i Rosję. A to kluczowa kwestia dla polskich eksporterów wysyłających tam maszyny rolnicze, ucierpiał też przemysł elektromaszynowy. Trzeba więc szukać alternatywnych rynków – zauważył Piotr Kuffel.
O jakich państwach i regionach mowa? – W grę wchodzą np. kraje Azji Centralnej, państwa byłej WNP. Nie zadzieje się to jednak od razu. Trzeba budować tam relacje. Jednak jako bank jesteśmy gotowi wspierać finansowo taką sprzedaż – wskazał przedstawiciel BGK.
– Na kwestię zastąpienia rynków wschodnich należy spojrzeć nie tylko geograficznie, ale i sektorowo pod kątem chłonności danego rynku i naszej oferty. Przykładowo dla polskiej żywności bardzo atrakcyjną alternatywą są rynki Bliskiego Wschodu. Patrzymy też coraz śmielej na rynki afrykańskie i południowoamerykańskie. Dostosowanie rynkowe już następuje – mówił Aleksander Siemaszko, wicedyrektor Departamentu Handlu i Współpracy Międzynarodowej w Ministerstwie Rozwoju i Technologii.
– Kraje Zatoki Perskiej potrzebują żywności, ale jeszcze bardziej technologii do jej wytwarzania i przechowywania. Mówimy więc nie tylko o eksporcie towarów, ale też o dzieleniu się naszym know-how dotyczącym produkcji, nawożenia, gospodarki obiegu zamkniętego, uzdatniania wody. Expo w Dubaju pozwoliło wypromować Polskę zarówno w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, jak i w krajach sąsiednich. Kontakty polityczne i gospodarcze są bardzo intensywne. Emiratczycy widzą w nas także partnerów w obszarze energii i jej magazynowania, farmacji, cyberbezpieczeństwa, kosmetyków, biżuterii, jachtów – wyliczał Łukasz Grabowski, wicedyrektor Centrum Eksportu PAIH. I jak podkreślił, region Zatoki Perskiej to obszar, na którym Polska powinna być obecna i na pewno warto zabiegać o uwagę tamtejszych konsumentów.
Słaby złoty nie pomaga
Poza zdarzeniami natury geopolitycznej, jak wojna na Ukrainie i idącymi za nią sankcjami na Rosję i Białoruś, polskim eksporterom szkodzi też wysoka inflacja i słaba waluta. Stale rosną też ceny surowców i koszty transportu.
– Kiedyś obowiązywała opinia, że im waluta słabsza, tym dla eksportu lepiej. Było to oparte na obserwacjach dotyczących dawniejszej gospodarki, w której procesy gospodarcze były prostsze i kiedy to niektóre produkty byliśmy w stanie wyprodukować w całości własnymi siłami na terenie kraju, niczego nie importując. Teraz jest inaczej. Aby wyeksportować za 100, trzeba zaimportować za 30 czy 40. W związku z tym pożytki ze słabej waluty przy eksporcie zaczynają nas uderzać też po stronie kosztów produkcji, które rosną. Do tego są to nie tylko koszty importu towarów potrzebnych do naszej produkcji, ale też choćby koszty płac dla pracowników, którzy przy słabej walucie mocniej odczuwają inflację i oczekują wyższych zarobków – wskazał Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej (KIG).
– Osłabienie naszej waluty w dłuższym okresie będzie osłabieniem naszej pozycji eksportowej, bo będziemy musieli sprzedawać więcej za mniej. W krótkim okresie osłabienie waluty pomaga zarabiać więcej, ale nie pomaga sprzedawać więcej ilościowo. To bardzo zła informacja. Do tego trzeba dołożyć niekorzystny trend sprzedaży naszej żywności utrzymujący się od stycznia do sierpnia br., bo takie są najnowsze dane ministra rolnictwa. Notujemy w tym okresie duży spadek sprzedaży produktów rolnych, jeśli idzie o wolumen, a w niektórych przypadkach także jeśli idzie o wartość. Branża mleczarska się trzyma, bo najlepiej wychodzimy na sprzedaży tłuszczy, ale branża mięsna, poza drobiem, przeżywa słaby okres – analizował Jacek Strzelecki, ekspert ds. rynków azjatyckich i eksportu żywności.
– Jeśli chodzi o walutę, to z perspektywy naszego resortu obraz jest trochę bardziej zniuansowany. Na przykład w zakresie eksportu usług słabsza waluta może wzmacniać konkurencyjność. Natomiast w warunkach zglobalizowanych łańcuchów produkcji, kiedy towary montowane, przetwarzane w Polsce składają się z szeregu półproduktów z innych krajów, słabość waluty ma też negatywny efekt w postaci droższego importu. Dotyczy to tyleż produkcji, co i kosztów importu surowców energetycznych, co obserwujemy niestety w ostatnich miesiącach. A ich ceny pozostają nie bez wpływu na koszty produkcji w Polsce – tłumaczył Aleksander Siemaszko.
Co ciekawe, słaba waluta oznacza też wyższe koszty wymiany maszyn i ich serwisu, a jak przypomniał Jacek Strzelecki, większość parku maszynowego używanego w polskim przemyśle, niezależnie od branży, pochodzi z zagranicy. – Serwisowanie, a tym bardziej wymiana linii produkcyjnych maszyn to ogromne koszty ponoszone w walutach. Koszty te składają się na cenę produktu finalnego i dalej na eksport. Dopóki nie będziemy mieć pełnej wiedzy o kosztach, dopóty niepewność będzie większa, a słabość naszej waluty będzie to tylko potęgować – zauważył ekspert.
– Słabsza waluta pomaga tylko krótkoterminowo, gdy mamy produkty wytworzone po niższych kosztach. Rotacja zapasów przy dobrach konsumpcyjnych trwa od 90 do 180 dni. Przez ten okres możemy się spodziewać pozytywnego efektu, ale długoterminowo takiego efektu już nie ma, a słaba waluta nie pomaga eksporterom – wskazywała Katarzyna Kowalska.
– Obserwujemy, i to już od dłuższego czasu, szczególnie wśród eksporterów produkujących dobra przemysłowe, duże zapotrzebowanie na finansowanie kapitału obrotowego. Oczywiście wynika to, po pierwsze, z problemów z łańcuchami dostaw, po drugie, z konfliktu w Ukrainie i galopujących cen surowców podstawowych, które na szczęście w ostatnim okresie nieco się uspokoiły. Natomiast wciąż mamy do czynienia z rosnącymi kosztami produkcji, nie tylko energii, ale i kosztami pracy. Wpływa to, i widzimy to już po wynikach naszych eksporterów, na osiąganą marżowość. W krótkiej perspektywie do 180 dni słaba waluta może pomóc, jeśli mamy wyroby wytworzone po niższych kosztach, ale w dłuższej perspektywie jest to zjawisko niekorzystne – stwierdził Piotr Kuffel.
Materiał powstał we współpracy z BGK