Giełdowa choroba wywołana koronawirusem została, przynajmniej na razie, podleczona. Po poniedziałkowych bardzo mocnych spadkach (WIG20 stracił ponad 3 proc.), wtorek przyniósł odreagowanie. Być może nie było ono jakieś spektakularne, ale przecież jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Od początku dnia byki wykazywały chęć odegrania się po poniedziałkowej, druzgocącej porażce. W pierwszych minutach handlu WIG20 zyskiwał około 0,7 proc. Tych, którzy liczyli, że jest to wstęp do dalszych wzrostów, szybko jednak spotkało rozczarowanie. Nie minęła godzina od rozpoczęcia notowań, a WIG20 zameldował się blisko poziomu z poniedziałkowego zamknięcia. Losy oczekiwanego odbicia zawisły więc na włosku. Inwestorom w oczy zajrzało widmo pogłębienia poniedziałkowej przeceny. Na szczęście i ten pesymistyczny scenariusz się nie sprawdził.