W biznesie maklerskim wszystko idzie dobrze, gdy inwestorzy i emitenci szturmują giełdę. Problem zaczyna się, gdy na rynku panuje marazm – a z tym mieliśmy do czynienia w ubiegłym roku. Jeśli dodać do tego bardzo dużą konkurencję w branży, to przepis na spadającą rentowność gotowy.
Topniejące zyski
Skalę problemu najlepiej oddają liczby. Z domów maklerskich, które przekazały nam dane finansowe za ubiegły rok, wynika, że nawet czołowi przedstawiciele branży musieli się pogodzić z niższymi zyskami niż w 2013 r. Przykładowo w DM Banku Handlowego, który był liderem w obrotach na rynku akcji w 2014 r., zysk netto spadł z 31,7 mln zł do 15,3 mln zł. Teorie o trudnym roku dla maklerów potwierdzają też dane KNF. Wynika z nich, że w 2014 r. domy maklerskie zarobiły 396,4 mln zł wobec 502,8 mln zł w 2013. Skąd aż tak duży spadek?
Aby to wytłumaczyć, również należy posłużyć się liczbami. W 2014 r. obroty akcjami na GPW wyniosły 205,3 mld zł. Rok wcześniej było to 220,2 mld zł. Nie lepiej było na rynku pierwotnym. Chociaż liczba debiutów na głównym parkiecie może robić wrażenie (28), to nie przełożyła się ona na jakość. Wartość ofert wyniosła zaledwie 1,3 mld, zł, podczas gdy w 2013 r. było to 5,1 mld zł.
Problemem jest też konkurencja. Szczególnie widać to na rynku wtórnym, gdzie brokerzy co jakiś czas toczą wojny cenowe. To oczywiście musi znaleźć odzwierciedlenie w wynikach branży. Z danych KNF wynika, że na podstawowej działalności maklerzy w ubiegłym roku ponieśli stratę w wysokości 31,6 mln zł, podczas gdy rok wcześniej mieli prawie 33 mln zł zysku.
Szukanie okazji
Brokerzy starają się coraz częściej szukać nowych obszarów działalności. Oferowanie obligacji czy też usługa doradztwa inwestycyjnego to tylko niektóre z pomysłów, które mają zatrzymać spadającą rentowność prowadzonego biznesu. To, co jednak tak naprawdę tchnęłoby w branżę nowe życie, to ożywienie zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym.