Pewne jest jedynie to, że do Moskwy przylatuje dziś ukraińska premier Julia Tymoszenko. Wszyscy spodziewają się, że dzisiejsze ustalenia przyniosą najważniejszą decyzję - odkręcenie gazowego kurka dla Europy.
Władimir Putin i Julia Tymoszenko muszą jednak najpierw ustalić ceny gazu dla Ukrainy i ceny tranzytu surowca przez ten kraj. Rosjanie żądają europejskich cen - czyli 450 dolarów za 1000 metrów sześciennych gazu. Do tej pory Ukraina, jako państwo z byłego Związku Radzieckiego, płaciła za gaz jedyne 178 dolarów.
Na podstawie zawartego jesienią zeszłego roku rosyjsko-ukraińskiego porozumienia, obie strony mają dochodzić do cen rynkowych w handlu gazem. Strona ukraińska podkreśla jednak, że miało to następować na przestrzeni 3 lat. Według wyliczeń Ukrainy, w 2009 roku powinna ona płacić nie więcej niż 200 dolarów za 1000 m.sześc. Rozbieżności między stronami konfliktu dotyczą również cen za tranzyt gazu.
[srodtytul]UE niecierpliwi się[/srodtytul]
Unia Europejska, która dała Rosji i Ukrainie czas do końca tygodnia na zakończenie sporu gazowego, będzie dziś z uwagą śledzić wydarzenia w Moskwie. - Dotychczasowe apele, a nawet groźby, nie pomogły. Unijni liderzy spróbowali więc jeszcze raz - dali Rosji i Ukrainie ultimatum podkreślając, że ich cierpliwość już się wyczerpała. Do końca tygodnia spór gazowy musi być rozwiązany - mówi rzecznik Komisji Europejskiej Johannes Laitenberger i kolejny raz grozi rewizją stosunków z tymi dwoma krajami.
- Jeśli dostawy gazu nie zostaną wznowione, Komisja przyjrzy się punkt po punkcie relacjom z Ukrainą i Rosją i zdecyduje, czy może kontynuować normalną współpracę z tymi dwoma państwami - dodaje rzecznik. Unia grozi, ale nie ma wielu możliwości nacisku na Rosję. Jedynym realnym środkiem nacisku byłoby utrudnianie Rosji negocjacji na temat wejścia do Światowej Organizacji Handlu. UE pewnie się nie zdecyduje na zawieszenie rozmów o partnerstwie z Rosją. Z całą pewnością europejskie firmy będą składać liczne pozwy do sądów przeciw Federacji Rosyjskiej.