powrót do programu z 2005 r., który został wówczas zarzucony natychmiast po wygranych przez partię Jarosława Kaczyńskiego wyborach: nowy minister zdrowia prof. Zbigniew Religa był przeciwnikiem finansowania budżetowego.
Nawiasem mówiąc, autorzy programu PiS wielokrotnie odwołują się do dziedzictwa prof. Religi, jednak, jak widać, nie w tym punkcie. Finansowanie z budżetu nie oznacza jednak, że powrócimy do systemu, jaki funkcjonował w PRL i w III RP aż do 1999 r., czyli do tzw. systemu zaopatrzeniowego, w którym państwo po prostu zatrudnia lekarzy i inny personel medyczny i zapewnia opiekę zdrowotną tak samo, jak zapewnia np. bezpieczeństwo publiczne. Zgodnie z programem nadal będziemy mieli tzw. system z płatnikiem trzeciej strony, tylko że obowiązki obecnego płatnika (NFZ) przejmą urzędy wojewódzkie.
W tym miejscu warto jednak przypomnieć, że zadania NFZ nie sprowadzają się do uruchamiania przelewów bankowych. Fundusz wykonuje całość pracy związanej z zarządzaniem środkami na ochronę zdrowia finansowanymi z ubezpieczenia zdrowotnego: przede wszystkim organizowaniem procesu wyboru dostawców (w tym oceną ich kosztów), zawieraniem z nimi umów i rozliczaniem ich.
Te zadania nie znikną – będą je musiały przejąć urzędy wojewódzkie. Jeśli będą robić to oddzielnie, ich siła przetargowa w stosunku do świadczeniodawców będzie mniejsza niż siła NFZ. Zapewne wzrosną też koszty administracyjne, dość niskie w NFZ (1 proc. przychodów). Nasuwa się więc pytanie: po co ta zmiana? Jedyne uzasadnienie w programie PiS to stwierdzenie, że obecny system „nie sprawdził się".
To trochę mało jak na planowaną rewolucję w administracji państwowej i w życiu pacjentów. Warto przypomnieć, jakie zamieszanie towarzyszyło wprowadzeniu kas chorych w 1999 roku. Czy naprawdę warto po zaledwie ośmiu latach funkcjonowania NFZ wracać do finansowania służby zdrowia bezpośrednio z budżetu?
Generalnie problem finansowania służby zdrowia nie jest mocną stroną programu PiS (zawierającego skądinąd kilka wartych przedyskutowania pomysłów). Świadczy o tym: brak jasnej i precyzyjnej koncepcji finansowania planowanej „sieci szpitali publicznej", błędne dane na temat obecnego poziomu wydatków publicznych na zdrowie (nie wynoszą one, jak pisze się w programie, 4 – 4,5 proc. PKB, ale 5,3 proc. w 2009 r.) i wreszcie sprzeczność w zapowiadanych sposobach wynagradzania świadczeniodawców.