Prób reprywatyzacji w III RP było ok. 20, a tę, która najdalej zaszła – ustawę przygotowaną przez rząd Jerzego Buzka – zawetował prezydent Kwaśniewski. Przewidywała ona 50-proc. rekompensatę, z ograniczeniem do obywateli polskich; z kolei ostatni projekt rządu Marka Belki zakładał 15-proc. odszkodowania dla byłych właścicieli i ich spadkobierców, ale prace utknęły w sejmowej komisji.
To nie przypadek, chodzi bowiem o kosztowną operację: ze wstępnych wyliczeń wynika, że może kosztować ponad 70 mld zł. Liczba wniosków reprywatyzacyjnych może sięgać 170 tys., to byli właściciele nieruchomości warszawskich, ziemianie poszkodowani reformą rolną, byli właściciele fabryk, aptek, wreszcie spadkobiercy majątków żydowskich.
Każda ustawa reprywatyzacyjna musi jednakowo ich trak- tować, gdyż rozbije się o Trybunał Konstytucyjny albo Strasburg. Nie może też dawać zbyt niskich rekompensat, gdyż zamiast łagodzić rany otworzy nowe. Jednak przykład zabużan (nieco inna kate- goria poszkodowanych) pokazuje, że uchwalenie ustawy, która pozwala wypłacać im 20 proc. utraconego majątku, w znacznej części rozwiązało problem tej licznej grupy.
Tak czy inaczej wielu specjalistów uważa, że reprywatyzacji nie unikniemy, choć im dalej od przemian ustrojowych, tym trudniej. Tymczasem wprawdzie ograniczona, ale kosztowana, reprywatyzacja, odbywa się już teraz – przed sądami. Coraz więcej poszkodowanych wygrywa tam sprawy o zwrot zabranych przez państwo nieruchomości (ale tylko z naruszeniem peerelowskich przepisów). Nie- uregulowane roszczenia reprywatyzacyjne blokują także wykorzystanie ogromnego majątku, zasadą jest bowiem, że tam, gdzie zostaje zgłoszone takie roszczenie, nie można mieniem dysponować. Przykład: zablokowane wykupy mieszkań komunalnych w Warszawie.
Czy można ustawę reprywatyzacyjną uchwalić w kilka miesięcy? Zdaniem adwokata Romana Nowosielskiego, który wspierał rząd Buzka przy obronie tamtej ustawy przed wetem, można ją uaktualnić. Nie ma jednak wątpli- wości, że to skomplikowana materia.