Na GPW, podobnie jak na innych europejskich rynkach akcji, piątkowe wysokie otwarcie zawdzięczać można było wzrostowi indeksów amerykańskich, zwłaszcza w końcówce notowań za oceanem. W czwartek w Europie indeksy spadały.
W pierwszych minutach sesji WIG20 zyskał na wartości ponad 1,5 proc. Przez kolejne godziny systematycznie się jednak osuwał i ok. godz. 15 z porannego wzrostu zostało zaledwie 0,3 proc. Większą część zwyżek ”oddały” także indeksy w Londynie, Paryżu i Frankfurcie.
W międzyczasie pojawiły się nieco słabsze od prognozowanych dane dotyczące dynamiki sprzedaży detalicznej i cen produkcji sprzedanej w USA, co nie zachęcało inwestorów do kupna akcji. Nie było też reakcji na publikację wskaźnika nastrojów konsumentów liczonego przez Uniwersytet Michigan.
Do końca sesji w Warszawie niewiele się działo, w związku z czym WIG20 skończył dzień na poziomie 2457 pkt, czyli o 0,45 proc. powyżej poziomu z czwartku. Jeszcze mniej zyskał WIG, bo tylko 0,21 proc. Obroty wyniosły zaledwie 870 mln zł.
Maklerzy wskazują, że w przyszłym tygodniu nieuchronny wydaje się test lipcowych dołków indeksów. Tym bardziej że, jak widać po przebiegu piątkowej sesji, nawet w sprzyjających warunkach zewnętrznych (czwartkowy wzrost w USA) popytowi nie udaje się uzyskać takiej przewagi, by znacząco się od nich oddalić.