Kilkanaście karetek z chorymi w złym stanie przyjął w sobotę szpitalny oddział ratunkowy (SOR) dużego szpitala w stolicy. – Część z nich z bardzo niską saturacją, nawet 60 proc., podczas gdy u zdrowego człowieka wynosi ona 97 proc. Wieczorem sześć osób czekało w szpitalu w kolejce na miejsce na oddziale intensywnej terapii (OIT). Jedna zmarła – mówi lekarz pracujący na SOR.
W innym stołecznym szpitalu anestezjolodzy wentylowali pacjenta respiratorem transportowym, bo w całej placówce zabrakło wolnych urządzeń. – Sytuacja jest dramatyczna. Brakuje leków i personelu, a sam lekarz nie sprawi cudu – mówi lekarka z tego szpitala.
Oboje przyznają, że sytuację w weekend ratowały szpitale tymczasowe: – Gdyby nie one, nie mielibyśmy gdzie kłaść chorych.
Dyrektor Szpitala Narodowego dr Artur Zaczyński przyznaje, że placówka przyjmuje po 30 osób dziennie: – Mamy 290 pacjentów na 330 łóżek i przenosimy punkt szczepień na zachodnią stronę stadionu, by z jednej strony zwiększyć przepustowość punktu, a z drugiej zrobić miejsce na kolejny moduł szpitala – tłumaczy.
Lekarze ostrzegają, że wirus atakuje osoby młodsze: