Z naszych informacji wynika, że zarząd pod uwagę bierze jednak zwolnienia. Biuro prasowe PP opisuje to inaczej: „zarząd musi podejmować trudne decyzje, chcąc zadbać o Pocztę Polską i jej pracowników w długofalowej perspektywie. Ich celem jest utrzymanie stabilnej sytuacji finansowej firmy oraz ochrona większości miejsc pracy w spółce". Związkowcy, z którymi rozmawialiśmy, odczytują to jednoznacznie. Tym bardziej że od zarządu otrzymali informację, iż po podsumowaniu wyników PDO zostanie podjęta decyzja „o skorzystaniu przez spółkę z alternatywnej formy zmniejszenia zatrudnienia". To prawdopodobny scenariusz. Jak tłumaczy Justyna Siwek, program dobrowolnych odejść obejmie tylko niewielki odsetek z 80 tys. pracowników Poczty.
– Środki finansowe, które otrzymała spółka i o które ubiega się w ramach przepisów tarczy antykryzysowej 4.0, nie rekompensują w pełni spadku przychodów. Zmalały zatem możliwości ponoszenia wydatków na wynagrodzenia i świadczenia na rzecz pracowników, które stanowią blisko 70 proc. jej kosztów – mówi rzeczniczka.
Listy w odwrocie
Problem Poczcie Polskiej zafundował pośrednio rząd, decydując się na podniesienie płacy minimalnej. W 2020 r. wzrosła ona z 2250 do 2600 zł, a od stycznia 2021 r. sięgnie 2800 tys. zł. To oznacza, że będzie o prawie 8 proc. wyższa niż dotychczas. I o tyle też wzrosną od przyszłego roku koszty PP związane z pracownikami pobierającymi najniższą krajową. Operator nie zdradza, o jakich kwotach w skali miesiąca mowa. Pracownicy jednak na forum internetowym Listonosze Polska podają, że od początku 2021 r. ok. połowy zatrudnionych w spółce może nie być w stanie osiągnąć płacy minimalnej.
Wiadomo, że podwyżki pensji to gigantyczne wyzwanie dla firmy. Już teraz ciężko jej wygospodarować pieniądze na inwestycje i programy rozwojowe. Dziś PP wyróżnia się najwyższym udziałem kosztów pracy w strukturze kosztów ogółem wśród wszystkich poczt europejskich (to 70 proc. vs. 55 proc.). Ale kłopotów państwowa spółka ma więcej – jako operator wyznaczony musi utrzymywać nierentowne placówki (w sumie ma ich 7,5 tys.) oraz ponad 20 tys. listonoszy. Tymczasem nie jest tajemnicą, że przychody firmy kurczą się w kluczowym dla niej segmencie listów (przesyłki tego typu w 2019 r. stanowiły 65 proc. całego przychodu), zaś obecny boom na usługi kurierskie nie rekompensuje tych spadków.
– Poczta Polska dotkliwie odczuwa skutki trwającej od kilku miesięcy epidemii koronawirusa. Spowodowany przez tę sytuację spadek liczby nadawanych przesyłek listowych jest około dwukrotnie większy od zakładanego – przyznaje Justyna Siwek.
I podkreśla, że w pierwszym półroczu br. wolumen usług listowych i przesyłek reklamowych zmniejszył się łącznie aż o niemal 22 proc., podczas gdy szacunki zakładały spadki rzędu 10 proc. w skali roku. – W efekcie spółka odczuła znaczny spadek przychodów – zaznacza rzeczniczka PP.