Szwajcarski bank otworzył właśnie biuro bankowości inwestycyjnej w Warszawie. Jego szefem zostanie Jerzy Badach. W lutym bank rozpoczął też działalność jako zdalny członek giełdy. Status ten pozwala składać zlecenia bez pośrednictwa polskich domów maklerskich. Trzy miesiące później jego udział w obrotach akcjami sięgnął 1 proc.
– Jesteśmy jednym z największych brokerów na świecie. Jeżeli weszliśmy na GPW – powinno być dla wszystkich jasne, że chcemy być jednym z najważniejszych graczy na rynku – mówi „Rz” Alison Harding-Jones, szefowa bankowości inwestycyjnej UBS na kraje Europy Środkowej.
W skład zespołu bankowości inwestycyjnej wejdzie pięciu – sześciu Polaków. Dwie – trzy osoby będą pracować w Warszawie, a pozostała część w centrali w Londynie. Do UBS zgłaszają się spółki z Czech, Ukrainy czy Izraela, które są zainteresowane debiutem na GPW. – Jest przekonanie, że można tu uzyskać premię w wycenie w stosunku do innych rynków. Pamiętajmy, że polskie akcje, przy porównaniu ze wskaźnikami z innych parkietów, nie są przecież tanie – mówi Alison Harding-Jones.
UBS to jedna z kilku instytucji z zagranicy, które zdecydowały się na ekspansję w Polsce po tym, jak resort skarbu zapowiedział przyśpieszenie prywatyzacji. Oprócz szwajcarskiego banku na podobny krok zdecydowały się m.in. Morgan Stanley, Goldman Sachs czy Citigroup. W ostatnim czasie UBS udało się zdobyć kontrakt na doradzanie przy ofercie Tauron Polskiej Energii (spółka zadebiutowała w czerwcu) oraz samej Giełdy Papierów Wartościowych (debiut planowany jest na 9 listopada). – Prywatyzacje pozwalają zdobyć prestiż, rozgłos i markę potrzebną do przyciągnięcia prywatnych klientów – twierdzi Harding-Jones.
Zdaniem szefowej UBS Investment Bank na nasz region konkurencja między zachodnimi instytucjami może doprowadzić do zmniejszenia stawek za doradzanie przy ofertach publicznych lub przy fuzjach, ale nie należy się spodziewać drastycznych cięć. – Nie można przecież skierować do przeprowadzenia transakcji młodszego zespołu tylko dlatego, że obniżyliśmy stawki do granic możliwości. Najważniejsze, aby mieć pewność, że klient będzie zadowolony – podkreśla Harding-Jones.