Ale nie tylko. Bo zdaniem samych Bułgarów u nich w kraju jest także dużo do zrobienia, żeby można było konkurować z ofertą np. Hiszpanii i Włoch, a takie mają ambicje. Ich produkt turystyczny, jak mówią sami przedstawiciele branży turystycznej, mimo świetnych warunków naturalnych, jest niedopracowany — mówili w Euronews. Dlatego konkurują ceną, a nie jakością.
Oczekiwano, że rok 2023 będzie przynajmniej taki sam pod względem liczby przyjazdów, jak 2019, kiedy ten kraj wybrało na wakacje 7,78 mln obcokrajowców, którzy wydali 4,83 mld euro. Już wiadomo, że wyniki będą gorsze.
Jednym z powodów gorszej frekwencji mają być skutki powodzi, jaką spowodowało wysadzenie przez Rosjan zapory w ukraińskiej Kachowce w obwodzie chersońskim i potencjalna możliwość przedostania się Dnieprem skażonych wód, ale również np. min, do basenu Morza Czarnego. Wtedy ekolodzy przestrzegali przed niebezpieczeństwem, ale władze zapewniały, że Bułgaria, a nawet Rumunia i ich wybrzeża z pewnością nie ucierpią. Turyści jednak byli innego zdania, zwłaszcza, że mają wybór — wyjazd do Albanii, bądź Turcji, gdzie też można znaleźć tanie oferty, a wody są czyste.
Bułgarscy eksperci przekonują, że na ich wybrzeżu nie wykryto jakichkolwiek dowodów skażenia wód morskich. Jamor Dmitrow z bułgarskiej organizacji zajmującej się kontrolą czystości wód przekonuje, że wszystkie próbki, jakie zostały pobrane na wybrzeżu i to od czerwca 2022, nie wykazują jakichkolwiek odchyleń od normy.
Daniela Stojeva, z Europejskiego Komitetu Stowarzyszenia Agencji Podróży przekonuje, że możliwość skażenia wody morskiej po zniszczeniu Kachowki, to ostatni z problemów z jakimi boryka się bułgarska turystyka. — Zawsze narzekamy i szukamy winnych wszędzie, tylko nie u siebie. A najważniejsze jest spojrzeć na strukturę produktu, jaki oferujemy i jego jakość. O turystyce trzeba myśleć jak o biznesie — mówiła Daniela Stojewa.