W poniedziałek, 16 stycznia, dla Fiat Chrysler Automobiles (FCA) i Renault kluczowe będą notowania na giełdzie. Wyhamowanie ostrego spadku z feralnego piątku, 13 stycznia, byłoby dowodem, że inwestorzy wierzą, iż drugiej odsłony dieselgate nie będzie.
Tyle że końca afery spalinowej nie widać. Regulatorzy rynku w USA i w Europie podejrzewają obydwa koncerny, że podobnie jak VW nie informowały o montowaniu w swoich autach aplikacji zakłamujących poziom wydzielania trującego tlenku azotu. Aplikacje te nie są nielegalne. Obowiązkiem producenta jest jednak poinformowanie o nich regulatorów rynku. Ani VW, ani FCA czy Renault tego nie zrobiły.
W ostatni piątek akcje FCA straciły 18 proc., potem jednak odbudowały część utraconej wartości. Widać było, że inwestorzy obawiają się, iż sytuacja włosko-amerykańskiego koncernu może się rozwinąć do rozmiarów afery VW.
Papiery Renault staniały o ponad 6 proc., a firma straciła 1,5 mld euro z wyceny rynkowej. Francuscy śledczy zdecydowali się na otwarcie formalnego śledztwa po badaniu dokumentów dostarczonych przez Renault oraz znalezionych w siedzibie firmy w Boulogne-Billancourt podczas niezapowiedzianej rewizji przeprowadzonej tam rok temu. Podobne przeszukanie francuscy śledczy zrobili w biurach Grupy PSA.
Wielkie koszty dla Fiata
Wyliczono, że skoro tylko w USA podejrzanych o nielegalne aplikacje jest 104 tys. jeepów i dodge'ów, a koszty afery spalinowej dla Volkswagen za 580 tys. takich aut wyniosły jak na razie 22,5 mld dol., to włosko-amerykański koncern musi się liczyć z wydatkiem nawet 4 mld dol., bo za każde auto, w którym znaleziono niezadeklarowane oprogramowanie, może zapłacić karę do 37,5 tys. dol.