Polskie spółki węglowe od dawna przyglądają się problemom OKD – jedynego czeskiego producenta węgla kamiennego. Zwłaszcza po tym, jak firma ta ogłosiła niewypłacalność. Sąd Okręgowy w Ostrawie właśnie opublikował projekt planu restrukturyzacji tej spółki. Obecnie, po zamknięciu z końcem marca kopalni Paskov, w OKD funkcjonują już tylko trzy kopalnie, które będą stopniowo likwidowane. Ostatnia z nich ma funkcjonować do 2023 r.
– Tym samym otwiera się dla nas czeski rynek węgla, który jest w stanie wchłonąć około 7 mln ton rocznie. Ale to nie wszystko, bo przecież Czesi eksportowali też surowiec do sąsiednich krajów, w tym także do Polski – zauważa Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki.
Rośnie eksport
Na spadku wydobycia w czeskich kopalniach już korzystają polskie spółki. Jak wynika z danych Eurostatu, w 2016 r. eksport polskiego węgla do Czech wzrósł do 2,84 mln ton z 2,66 mln ton w 2015 r. Tym samym Czechy stały się najważniejszym krajem eksportowym dla naszego surowca, wyprzedzając Niemcy.
W ostatniej rozmowie z „Rzeczpospolitą" Daniel Ozon, pełniący obowiązki prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej, przyznał, że chciałby częściowo wypełnić lukę, która powstanie po wygaszeniu czeskich kopalń. Wcześniej informacje o możliwości wykorzystania szansy w Czechach płynęły także z Polskiej Grupy Górniczej.
Eksperci studzą jednak optymizm. – Obawiam się, że ta szansa zostanie tylko w niewielkim stopniu wykorzystana i to z prostej przyczyny: polskie kopalnie nie mają możliwości zwiększenia mocy produkcyjnych, bo w ostatnich latach cięły inwestycje. Ostatecznie krajowe spółki węglowe nie będą miały czego zaoferować czeskim odbiorcom – twierdzi Markowski. W jego ocenie czeski kawałek tortu przypadnie więc tym producentom, którzy już teraz w dużych ilościach importują węgiel do Europy. – Chodzi na przykład o Rosję, Kolumbię czy RPA – wylicza Markowski.