Materiał powstał we współpracy z Orange Polska
Płynąć pod prąd nie jest łatwo nawet wtedy, gdy sytuacja jest stabilna. A już w czasach niepewnych bycie rebeliantem wydaje się wyzwaniem ekstremalnym. Czy warto nim być, czy może lepiej przeczekać, nie wychodzić poza schemat? Skąd czerpać nadzieję na przyszłość? Czy koncepcja korporacyjnych rebeliantów spowoduje w Polsce rewolucję w podejściu do pracy? Czy świat dużych korporacji stanie się bardziej ludzki? O tym rozmawiali eksperci z różnych dziedzin, uczestnicy wydarzenia Miasteczko Myśli – Czas Rebeliantów.
Rewolucja czy ewolucja
– Jako korporacyjni buntownicy uwielbiamy mówić o rewolucji. Ale w firmach, którym się przyglądaliśmy w ostatnich latach – a które dokonały dość radykalnej transformacji tego, jak działają i jak podchodzą do organizowania pracy – to nieraz działo się ewolucyjnie – mówi Pim de Morree, współautor koncepcji korporacyjnych rebeliantów, która pokazuje, że można odnieść sukces biznesowy, kierując się takimi wartościami, jak ograniczanie hierarchii w firmie czy zastąpienie kontroli wolnością działania. Czy trzeba działać radykalnie?
– Można osiągnąć cel, nie zmieniając wszystkiego nagle, ale stopniowo, krok po kroku dokonując transformacji, aby stworzyć miejsce pracy, które jest o wiele bardziej wolne, gdzie hierarchia jest o wiele mniej obecna – uważa Pim de Morree. – Trzeba pamiętać, że jeśli chcesz podążać drogą rewolucji, potrzebujesz kogoś, kto jest odważny, niekonwencjonalny, kto jest w stanie podejmować ryzykowne i pełne wyzwań decyzje – przekonuje Pim de Morree.
– W Orange Polska tak bardzo, jak chciałbym zobaczyć rewolucję, tak uważam jako prezes, że potrzebna jest równowaga pomiędzy ciągłością biznesu a pójściem do przodu, ewolucją kultury organizacyjnej – stwierdził Julien Ducarroz, prezes Orange Polska.