Wygłoszone podczas piątkowej konferencji prasowej online komentarze szefa Gazpromu Aleksieja Millera na temat sytuacji na europejskim rynku gazu nie pozostawiają wątpliwości: mamy kryzys. – Obecny stan magazynów gazu w Europie jest niższy od normalnych poziomów o 22,9 mld m sześc. – szacował Rosjanin. – Europa wejdzie w sezon jesienno-zimowy z dużymi ubytkami zapasów. To oczywiste, że taka sytuacja ma wpływ na ceny, i widzimy, że przekraczają one w Europie wszelkie możliwe poziomy. To możliwe, że pobiją nawet te rekordy, które już zdążyły ustanowić – dodał.
Miller upatruje przyczyn tej sytuacji w raptownym wzroście popytu na błękitne paliwo. Miałby to być efekt transformacji energetycznej, która pełną parą rusza właśnie na naszym kontynencie: w jej ramach producenci energii przestawiają się gwałtownie z węglowych źródeł energii na gazowe. Błękitne paliwo – choć emisyjne – jest jednak czystsze niż węgiel, co pozwala szybko redukować emisje CO2 bez konieczności nagłego przejścia na OZE.
Czytaj więcej
Ceny gazu zarówno na Towarowej Giełdzie Energii, jak i na innych rynkach biją historyczne rekordy. I taniej już pewnie nie będzie.
Ale proces ten powoduje też gwałtowny wzrost popytu i topnienie zapasów w magazynach. Zapasów, które i tak nie były na najwyższych poziomach po poprzednich, stosunkowo ciepłych, sezonach grzewczych. W normalnych okolicznościach producenci surowców mogą łagodzić takie rynkowe wstrząsy, zwiększając dostawy. W tym przypadku takiej reakcji nie było: Gazprom, jak podejrzewa rynek, chce zamknąć w ten sposób usta krytykom gazociągu Nord Stream 2; Norwegowie narzekają na coraz mniejszą dostępność swoich zasobów; kraje dostarczające gaz LNG nie kwapią się do interwencji.
Efekty najlepiej widać na najbardziej zliberalizowanych rynkach w Europie, np. w Wielkiej Brytanii. „Do czasu, gdy zima dobiegnie końca, możemy skończyć z liczbą dostawców nieprzekraczającą dziesięciu" – prognozuje na łamach „Financial Times" Ellen Fraser z firmy konsultacyjnej Beringa. Dziś liczba firm na tym rynku oscyluje w okolicach 60. Co gorsza jednak, kolejnym poszkodowanym może stać się przemysł na Wyspach – choćby mięsny. Kolejne firmy i ich dostawcy ogłaszają bowiem zamiar przystopowania produkcji. To oznaczałoby z kolei pustawe półki w sklepach. Nic zatem dziwnego, że rząd w Londynie usiadł do konsultacji w sprawie gazowego kryzysu z rodzimym biznesem.