Piotr Kasza, rybak i przedsiębiorca z From- borka, złowił już w tym roku na Zalewie Wiślanym prawie 40 ton śledzi. Ale choć było to w marcu, pieniędzy za ryby do dziś nie dostał.
– Nam pośrednik płaci jakieś 80 groszy za kilo. Sam dostaje od hurtownika 2 zł, ale tłumaczy, że w tym roku zbytu na śledzie nie ma, to i pieniędzy nie ma. Teraz zaczynamy łowić sandacze, leszcze. Ale na te ryby jest limit, np. na sandacze – 1,6 tony na kuter, więc zysku nie będzie. Dlatego liczę, że jak ruszy na zalewie żegluga do Kaliningradu, to rosyjscy turyści do nas zjadą i zamieszkają w moim pensjonacie – opowiada Kasza.
Bo Rosjanin to nad zalewem gość pożądany i wyczekiwany.
– Kolega ma przy porcie smażalnię i sprzedaż świeżych ryb. Kilka lat temu, kiedy jeszcze zalew był otwarty, Rosjanie kupowali u niego po 30 – 40 kg bałtyckich łososi i brali do siebie. Dzisiaj też chętnie u nas kupują, bo w Kaliningradzie ceny trzykrotnie wyższe. Robią zakupy w Biedronce czy Lidlu i przez przejście w Gronowie wiozą do siebie. Tylko im polscy celnicy prawie wszystko cofają, bo mówią, że i tak tam ich swoi z polską kiełbasą nie wpuszczą. Nie rozumiem tego. Niech Rosjanie sobie z naszą kiełbasą jadą. Nasze sklepy robią obroty, a oni sobie ze swoimi potrafią poradzić – dodaje fromborski rybak.
[srodtytul]Formalny gest[/srodtytul]