— Normalnie nie jeżdżę na ogłoszenie wyników naszych poszczególnych marek. Tutaj chciałem być, ucieszyć się atmosferą sukcesu — mówił.
Zysk SEAT-a za 2018 po opodatkowaniu wyniósł 297 mln euro, przychody 10 mld euro.
Nikt tam nie mówi o oszczędnościach (tylko o kontroli kosztów), o zwolnieniach (wprost przeciwnie, będą przyjmowali nowych pracowników) i o ograniczeniu liczby modeli (będzie ich więcej). — Dzisiejsza sytuacja SEAT-a jest stabilna i doskonale rokuje na przyszłość. Mamy już za sobą wszystkie programu oszczędnościowe i stać nas na wszelkie środki niezbędne do transformacji technologicznej. Zamierzamy wypracowywać zyski w przyszłości – mówił cały w uśmiechach wiceprezes marki ds. finansowych, Holger Kintscher. To rzadko się zdarza, żeby szef od finansów był kiedykolwiek w tak dobrym humorze.
Dlaczego Hiszpanie
A dodatkowo jeszcze to SEAT właśnie ma być liderem w elektryfikacji grupy i stworzy własną platformę, która będzie wykorzystywana w całej Grupie VW. Będzie to mniejsza wersja Modular Electric Drive Toolkit (MEB) dla aut o długości mniejszej, niż 4 metry. Te auta mają kosztować nie więcej niż 20 tys. euro. — Dzięki temu auta elektryczne staną się naprawdę dostępne — tłumaczył Herbert Diess. Nad tym projektem usiądzie w Martorell i Barcelonie 300 inżynierów. A centrum innowacji Metropolis Lab Barcelona zatrudni 200 osób. Gdzie będą produkowane te auta? Na razie nie wiadomo.
Dlaczego akurat Hiszpanie? Bo mają solidne podstawy. — Jeszcze niedawno to Martorell było problemem, dzisiaj to my mamy rozwijać inwestycje w innych krajach. Średnia produkcji w Seacie to 50 aut na pracownika, przy średniej w branży w Europie nie sięgającej nawet 40 sztuk. Nie byłoby to możliwe, gdyby w całej Hiszpanii nie następował potężny wzrost wydajności. Dziś jest większy niż w Niemczech. Ten rozwój jest wsparty kapitałem. Grupa Volkswagena zainwestowała w Seata 4,2 mld euro w ciągu ostatnich 5 lat — mówił Luca de Meo w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.