To była jedna z najbardziej zaciętych kampanii prezydenckich w historii Stanów Zjednoczonych, w których do samego końca nie wiadomo było kto wygra, bo w sondażach opinii publicznej kandydatów dzieliły zaledwie pojedyncze punkty procentowe.
Podobnie emocje towarzyszyły wyborcom we wtorkowy wieczór, w którym Amerykanie obserwowali napływające z całego kraju wyniki głosowania, a uwaga wszystkich skupiona była na kilku kluczowych stanach, w tym przede wszystkim na Florydzie, Arizone, Newadzie, New Hampshire, Ohio, Michigan, Wisconsin i Karolinie Północnej. To właśnie te stany decydowały, który z kandydatów prezydenckich zdobędzie więcej niż 270 z 538 głosów elektorskich potrzebnych do wygrania wyborów.