Najprawdopodobniej więc protesty, do których nawołuje Nawalny, w ogóle nie dojdą do skutku.
Lider opozycji zaapelował do swoich rodaków, by 5 maja, dwa dni przed zaprzysiężeniem Władimira Putina na kolejną kadencję jako prezydenta, wyszli na ulice w masowych protestach.
Apel opozycjonisty nie spotkał się z życzliwym przyjęciem. Aż 86 procent ankietowanych stwierdziło, że nie ma zamiaru wziąć udziału w protestach, a 88 proc. w ogóle nie zauważyło, by w ich miejscu zamieszkania odbyły się jakiekolwiek protesty w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Jak tłumaczy Denis Wołkow, socjolog z Centrum Lewady, tak znikoma chęć do manifestowania niezadowolenia wynika z bardzo wysokiego poparcia dla Władimira Putina. - Jak widać, jeśli nawet dochodzi do jakichś lokalnych protestów, nie są one właściwie zauważane przez ogół - mówi.
Socjolog zauważa, że większe zaangażowanie ankietowani wykazali po tragicznym pożarze centrum handlowego w Kemerowie, w którym zginęły 64 osoby.