Decyzję o zakazie marszu narodowców 11 listopada we Wrocławiu podjął ustępujący prezydent Rafał Dutkiewicz wspólnie z prezydentem-elektem Jackiem Sutrykiem.
Mimo to organizatorzy, ustami m.in. byłego księdza Jacka Międlara, zapowiedzieli, że co prawda zgodnie z przepisami od tej decyzji odwołają się do sądu, ale marsz i tak się odbędzie.
Wrocławscy policjanci, z którymi rozmawiał portal Money.pl, ostrzegają, że w mieście na zwolnieniach lekarskich jest 37 proc. funkcjonariuszy. To akcja protestacyjna, która objęła już cały kraj. W innych dużych miastach absencja przekroczyła już 50 proc
Funkcjonariusze walczą o podwyżki. Zaczęło się od protestów policjantów pracujących na ulicach - wykonujących najcięższą pracę, a najgorzej opłacanych - twierdzą policjanci. Inni dołączyli do nich w ramach solidarności zawodowej, choć część z nich przyznaje, że to była najtrudniejsza decyzja w ich karierze zawodowej.
W tej sytuacji, jak podkreślają policjanci, wrocławski marsz 11 listopada może ochraniać 40 policjantów, zamiast 200 - jak w ubiegłym roku. Sprawę pogarsza fakt, że marsz będzie nielegalny.