Stoimy u progu próby, największej w ostatnim 30-leciu. Pandemia wymusza wiele działań na każdej i każdym z nas. Powinna też skłaniać rządzących do zmiany modelu działania. Ten obecny przyniósł ogrom zniszczeń, z których będziemy wychodzić latami. Uczymy się żyć na nowo. Czeka nas wiele tygodni i miesięcy wyrzeczeń w walce z niewidzialnym wrogiem. Czy nasze państwo jest do tego gotowe? W minimalnym stopniu. Widzimy to po raportach ze szpitali, SOR-ów, sanepidów. Każdy kraj ma problem z Covid-19, ale w wielu próbowano się w jakimś stopniu przygotować. Nasza władza tego nie zrobiła. Wiemy dlaczego. Najpierw kampania – wszystkie ręce na pokład, by ratować prezydenturę Andrzeja Dudy. Potem wojna wewnętrzna, której efektem jest prowizorka z dwoma premierami w jednym rządzie i udawana zgoda tzw. Zjednoczonej Prawicy.
Polska na kolanach
Jeśli coś dziś jednoczy prawicę, to tylko groźba porażki wyborczej i odstawienia całego układu od fruktów władzy. Nie ma żadnego wspólnego programu, co pokazuje choćby odbywająca się już po odnowieniu ślubów koalicyjnych batalia o „piątkę Kaczyńskiego”. Nie ma spoistości ani w koalicji, ani w samym PiS. Tak już będzie przy każdej kolejnej ważniejszej ustawie. Zwłaszcza w warunkach narastającego kryzysu gospodarczego. Państwo zostało poważnie osłabione, ale nie przez Covid i recesję. Pięć lat psucia prawa, niszczenia instytucji, wymiany elit na antyelitę sprawiło, że dziś naprawdę jesteśmy na kolanach. Polacy byli i są uczuleni na to, co o nas mówią inni. A inni mówią, z lekkim już znudzeniem, że Polska postanowiła się wyalienować. Nie jest aktywna w żadnej międzynarodowej organizacji. Zamyka się na debaty i sprawy o znaczeniu międzynarodowym. Gdy przychodzi do sporów – a to rzecz naturalna – albo się obraża, albo okazuje moralną wyższość, opowiadając o naszej godności, zaborach, okupacji i komunie. Chcielibyśmy być szlachetnie postrzegani – ale widzą nas jako homofobów, antysemitów i nacjonalistów. Polskiej władzy pozostało ledwie dwóch sojuszników – mało istotny w realiach świata Viktor Orbán i chwiejący się na nogach Donald Trump. Na tym lista się kończy.
Zawłaszczone państwo
Kryzys instytucji państwa zatacza coraz szersze kręgi. Trybunału Konstytucyjnego już dawno nikt nie traktuje poważnie. Media publiczne – Radiokomitet 2.0, służą bezrozumnej rządowej propagandzie sukcesu. Prokuratura i CBA mają wyłącznie jedno jedyne zadanie: zwalczać przeciwników politycznych władzy.
Wszystko to coraz bardziej przypomina PRL, mimo nowocześniejszej scenografii. Władzę niepodzielną sprawuje partia z jej I sekretarzem i Biurem Politycznym. Wszystkie sfery życia publicznego są upartyjnione do granic. Rząd i parlament wykonują wolę partii, podejmowanie samodzielnych decyzji przez te organy władzy jest praktycznie niemożliwe. Ustawy przepychane są na czas i na rympał, nikt nie patrzy na sens i wykonalność (patrz „piątka Kaczyńskiego”). Prezydenta RP sprowadzono – przy jego zgodzie – do roli przewodniczącego Rady Państwa PRL. Czasem się pokaże i nawet coś mówi z przejęciem, ale jakoby go nie było. Obowiązuje linia centralna – przejawy decentralizacji są źle widziane i tępione – w szczególności jednostki samorządu terytorialnego. W górę idą konformiści i potakiwacze. Tępieni są ludzie, którzy ośmielają się zaprotestować: nauczyciele, lekarze i pielęgniarki, ludzie sztuki i nauki. Niezależnych (jeszcze) sędziów wyzywa się od kasty, straszy dyscyplinarkami. Spokój na kopalniach kupuje się lipnymi obietnicami, że górnicy utrzymają miejsca pracy przez kolejnych 30 lat. Odbywa się nagonka na „wrogów ludu” – mniejszości seksualne i etniczne, uchodźców, niemieckich rewanżystów, brukselskich biurokratów. Szkoły służą indoktrynowaniu uczniów, cenzuruje się nauczanie historii, odpowiednio dobiera lektury.
Władza ludowa nie mówi o rozwoju gospodarczym, wzroście dobrobytu ludzi, nie wspiera przedsiębiorczości. Państwo hołubi tę część gospodarki, którą bezpośrednio kontroluje. Stąd trend nacjonalizacji firm prywatnych (banki, energetyka), wypychanie inwestorów zagranicznych z kraju (teraz na celowniku firmy medialne), budowanie narodowych zjednoczeń przemysłu – i zmuszanie ich, by współpracowały wyłącznie ze sobą nawzajem. Pod hasłem odsuwania niesłusznych elit wszędzie – od ambasad, przez urzędy centralne i regionalne, po spółki Skarbu Państwa – obsadzani są ludzie bez kompetencji, doświadczenia i zasad moralnych – którzy mają być wierni, bierni i odprowadzać daniny na partię. Gdy się nie sprawdzają w miejscu A, nie dziękuje się im, lecz przesuwa w miejsce B, potem C i D -–gdzie kontynuują zniszczenia. A nie są przecież sami. Zatrudnia się ich żony, ojców, wujów – tworząc jeden wielki system korupcji politycznej.