Jest też jasne, że słowa te nie odnosiły się do osób, lecz do ideologii, nurtu politycznego. Nie, nie twierdzę, że były to słowa najszczęśliwsze, że były niezbędne czy że nie dało się tego powiedzieć lepiej. Moim zdaniem można, ale w niczym nie zmienia to faktu, że nie widać najmniejszego powodu do apeli o rezygnację metropolity krakowskiego. A już pomysł ojca Pawła Gużyńskiego, by wysyłać e-maile do kurii krakowskiej z wezwaniem do ustąpienia, to już kompletny absurd. Jeśli komuś nie podoba się styl wypowiedzi abp. Jędraszewskiego, to zawsze może posłuchać abp. Grzegorza Rysia.
Jeśli więc o coś można się do metropolity krakowskiego przyczepić, to o coś zupełnie innego. Otóż tak się składa, że jeśli arcybiskup ma stać się rzeczywiście twarzą walki z LGBT i homolobby, powinien – dla własnej wiarygodności – wyjaśnić swoją postawę w sprawie abp. Juliusza Paetza. Sprawy, która – przypomnijmy – nie została wyjaśniona, która nadal ciąży nad archidiecezją poznańską (tak się bowiem składa, że jako człowiek, który nigdy nie został oficjalnie uznany za winnego, hierarcha ma prawo do pochówku w archikatedrze poznańskiej i jeśli nic się nie zmieni, nawet obecny metropolita nic nie będzie mógł z tym zrobić), a szerzej nad polskim Kościołem (bo nadal nie wiadomo, dlaczego o sprawie musiała informować św. Jana Pawła II Wanda Półtawska, a nie jeden z pięciu hierarchów, którzy dostali jej pełną dokumentację).
Rola arcybiskupa Jędraszewskiego jest tu, łagodnie rzecz ujmując, mało jasna. Poznańscy duchowni wprost mówią o zbieraniu listów poparcia dla abp. Paetza, o uciszaniu chcących rozliczeń, o bohaterskiej obronie molestującego kleryków i młodych księży pasterza. Rozumiem, rzecz jasna, że obecny metropolita krakowski był wówczas poznańskim biskupem pomocniczym, co więcej, wyświęconym przez abp. Paetza, ale możliwe były wówczas różne postawy, choćby dyskretne milczenie. Ówczesny biskup Jędraszewski podjął inną decyzję, i warto by było, by przynajmniej wyjaśnił dlaczego. Może nie wiedział, może został wprowadzony w błąd, ale przynajmniej trzeba to wyjaśnić.
Dlaczego przypominam tę sprawę przy okazji absurdalnego ataku na arcybiskupa? Odpowiedź jest prosta. Otóż jestem głęboko przekonany, że skuteczna walka z ideologią (zgadzam się z metropolitą krakowskim, że niebezpieczną) jest możliwa, tylko jeśli Kościół sam oczyści się ze skandali homoseksualnych, jeśli uczciwie podejdzie do zakazu święcenia osób o trwale zakorzenionej skłonności homoseksualnej, jaki wprowadził Benedykt XVI, jeśli rozprawi się z homolobby we własnych szeregach. W przeciwnym razie zawsze będzie narażony na zarzuty, że nie jest uczciwy w tej walce, że toleruje u swoich to, czego zakazuje u innych, a nawet o to, że jego walka z homoseksualizmem wynika z własnego uwikłania w ten problem. Dlatego tak ważne jest wyjaśnienie tej sprawy.
Jest jeszcze jeden powód, którego nie wolno lekceważyć. Archidiecezja poznańska nie pozbiera się do końca, dopóki ciążyć na niej będzie nierozliczony skandal i dopóki były metropolita będzie mógł być pochowany w archikatedrze.