Uwolnić polską naukę od makulatury

Zgadzam się, że humanistyka powinna być uprawiana przede wszystkim w języku narodowym. Już w tym momencie mogę ujawnić, że pierwszy wykaz wydawnictw monografii naukowych – ten, przeciwko któremu tak głośno protestuje prof. Nowak – będzie się składał w zdecydowanej większości z wydawców polskich, a nie – jak pragnęliby to wmówić środowisku naukowemu krytycy reformy – z wydawców zagranicznych – minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin odpowiada na List otwarty.

Aktualizacja: 01.01.2019 17:32 Publikacja: 01.01.2019 00:01

Uwolnić polską naukę od makulatury

Foto: tv.rp.pl

Wybitny historyk – prof. Andrzej Nowak, którego książki czytam od lat z pożytkiem i podziwem – wytoczył przeciw mnie ciężkie armaty. Zarzuca mi, ni mniej ni więcej, niszczenie polskiej humanistyki, deprecjonowanie „myśli, która będzie się wyrażała po polsku i która nie podporządkowuje się regułom globalnej politycznej poprawności”. Jako uzasadnienie tej tezy przytacza fakt, że ministerstwo zamierza ogłosić wykaz punktowanych czasopism i wydawnictw.

Czytaj także: List otwarty do prezesa Jarosława Kaczyńskiego w sprawie wolności polskiej humanistyki

 Dyskusja nad głęboką reformą polskich uczelni i instytutów naukowych trwa od trzech lat. W pracach nad Konstytucją dla Nauki wzięło udział ok. 10 tys. profesorów, doktorów, doktorantów, studentów czy pracowników kadry administracyjnej uczelni. Jestem im wszystkim za ich zaangażowanie – również takie, które wyraża się w przemyślanych uwagach krytycznych – bardzo wdzięczny. Nie przestaje mnie natomiast zadziwiać, że nie brakuje krytyków, którzy nie zadali sobie trudu zapoznania się z ustawą. Wbrew etosowi nauki formułują oni swe opinie nie w oparciu o fakty, tylko o mgliste wyobrażenia.

 

 

Nikt nie lubi ewaluacji

Gdyby prof. Nowak zadał sobie trud zapoznania się z argumentami ministerstwa (oraz popierających nasze stanowisko uczonych, na czele z najbardziej reprezentatywną, bo pochodzącą z wyborów Radą Główną Nauki i Szkolnictwa Wyższego), to zapewne doszedłby do wniosku, że motywowane są one troską o to samo, na czym jemu zależy: dążeniem do podnoszenia poziomu polskiej nauki, poszerzenia jej wpływu na naukę światową oraz wyeliminowania publikacji pseudonaukowych. Takie właśnie cele stoją za wprowadzeniem przez ministerstwo wykazu wydawnictw. (Sprawę wykazu czasopism pomijam, bo istnieje on od wielu lat, a różnica w porównaniu ze stanem wcześniejszym polega głównie na tym, że zdecydowanie tę listę poszerzamy oraz do jej ustalenia powołujemy zespoły czołowych naukowców w każdej z 44 dyscyplin, co powinno w oczach prof. Nowaka znaleźć uznanie).

Zanim wyjaśnię, na czym polegają nieporozumienia, którym uległ prof. Nowak, słowo o tym, czym jest ewaluacja. Otóż służy ona nie ocenie dorobku indywidualnego uczonego (ten analizowany jest przez ekspertów przy okazji starań o uzyskanie doktoratu, habilitacji lub profesury, a także na bieżąco przez przełożonych), lecz ocenie poziomu danej dyscypliny w danej uczelni lub instytucie. Po co ministerstwu wiedza, jaki poziom reprezentuje np. historia na Uniwersytecie Jagiellońskim? Bo od tego poziomu zależy wielkość subwencji budżetowej (kto reprezentuje poziom wysoki, otrzymuje więcej pieniędzy) oraz uprawnienie do nadawania stopni naukowych (by zapobiec sytuacji, w której słabe uczelnie promują słabych doktorów lub nadają słabe habilitacje). Środowisko akademickie ewaluacji nie lubi (co mnie szczególnie nie dziwi, politycy też nie lubią „ewaluacji”, jakiej co cztery lata poddają ich wyborcy), ale alternatywą np. w przypadku finansowania jest albo uznaniowość, albo kierowanie się zasadą „wszystkim po równo”. Myślę, że żadna z tych alternatyw nie przypadłaby prof. Nowakowi do gustu.

 

Co z tą humanistyką

Na czym polegają zmiany w ewaluacji dorobku humanistycznego? Skupię się tylko na kwestiach istotnych z punktu widzenia zarzutów sformułowanych przez krakowskiego historyka.

Po pierwsze, środowisko humanistyczne od wielu lat domagało się – słusznie – by wyżej doceniać monografie jako podstawowy kanał przekazu myśli humanistycznej. To właśnie robimy. Według starych zasad za kolejną z  wybitnych prac prof. Nowaka publikowaną, dajmy na to, w Wydawnictwie UJ, jego uczelnia otrzymałaby 25 punktów. Według zasad nowych – już punktów 80. A gdyby ta praca ukazała się w którymś z najbardziej prestiżowych wydawnictw naukowych za granicą (np. w Harvard University Press), to nagrodzona zostałaby 300 punktami (zgodnie ze starymi zasadami, których znakomity historyk broni, byłoby to 25 punktów). To ostatnie rozwiązanie wprowadzamy, by zachęcać polskich badaczy do wypływania na szerokie wody nauki światowej. Kogo jak kogo, ale prof. Nowaka nie trzeba przekonywać, jak ważne jest, by świat poznawał historię Polski nie tylko z opracowań autorów brytyjskich, amerykańskich, niemieckich czy rosyjskich, ale także z dzieł polskich autorów.

Po drugie, doceniając wagę monografii, musimy zadbać o ich odpowiedni poziom. Prof. Nowak sugeruje, że właściwym narzędziem jest tu ocena ekspercka. Problem w tym, ze rocznie ukazuje się w Polsce ok. 20 tys. monografii naukowych. Za okres 4 lat (bo tyle obejmuje ewaluacja) trzeba by zatem poddać ocenie ekspertów 80 tys. tomów. Nie trzeba być profesorem UJ, by zdać sobie natychmiast sprawę, że to zadanie niewykonalne.

Dlatego ministerstwo proponuje dwa inne instrumenty projakościowe. Pierwszym jest ograniczenie liczby monografii, które za okres 4 lat pojedynczy uczony może zgłaszać do ewaluacji. Poprzednio tego ograniczenia nie było. W związku z tym rekordzista przedstawił w swoim dorobku… 53 monografie (powstałe, przypomnę, w okresie minionych 4 lat). Świat naukowy nie poznał się na tym geniuszu, jego dorobek nadal pozostaje szerzej nieznany, ale uczelnia mogła tym sposobem otrzymać ponad 1000 punktów… Żeby wyeliminować takie patologie, ograniczamy liczbę monografii, które jeden autor przedstawia w swoim dorobku, do dwóch. Sądzę, że i to rozwiązanie znalazłoby uznanie prof. Nowaka, gdyby je poznał przed napisaniem swojego Listu otwartego.

 

Po co wykaz wydawnictw

Drugie projakościowe rozwiązanie polega zaś właśnie na tak bulwersującym mojego adwersarza sporządzeniu wykazu „certyfikowanych” przez ministerstwo wydawnictw. Wbrew słowom prof. Nowaka jego autorami nie są urzędnicy ministerstwa. Nawiasem mówiąc, nie podzielam nutki protekcjonalności, z jaką uczony z najstarszej polskiej uczelni pisze o urzędnikach. Protekcjonalność pod ich adresem oznacza protekcjonalne traktowanie państwa. Polskiego państwa. Możemy się różnić w ocenie profesjonalizmu urzędników MNiSW (ja uważam go za bardzo wysoki), ale, tak czy owak, to nie oni sporządzili wykaz. Jego autorami było grono uznanych uczonych.

W wykazie znajdzie się kilkaset polskich i zagranicznych wydawnictw, które stosują się do przyjętego na całym świecie wydawniczego kodeksu etycznego. Polega on m.in. na tym, że publikowane tam prace poddawane są przed drukiem rzetelnej recenzji naukowej, bada się, czy nie są one plagiatem itp. W wykazie znajdą się więc nie tylko wszystkie polskie wydawnictwa akademickie czy wydawnictwa instytutów PAN, ale też wiele cenionych wydawnictw nienaukowych, np. Arcana czy Wydawnictwo Literackie.

Nie znajdą się natomiast tzw. wydawnictwa drapieżne. Tak w światowej naukometrii określa się te wydawnictwa, które publikują wszystko, za co autor gotów jest zapłacić, nie weryfikując uprzednio naukowej wartości pracy. Czy prof. Nowak naprawdę uważa, że nieuwzględnianie publikacji takich wydawców to forma cenzury zagrażającej wolności humanistyki?

Wykaz wydawnictw, który ministerstwo opublikuje w najbliższych dniach, będzie nowelizowany przez Komisję Ewaluacji Nauki, czyli znów: grono wybitnych uczonych. Każdy wydawca, chcący w przyszłości znaleźć się w wykazie, będzie mógł o to aplikować, wykazując, że spełnia wymogi kodeksu etycznego. 

Co więcej, w indywidualnych przypadkach umożliwiamy zgłoszenie do ewaluacji także monografii wydanych przez podmioty spoza wykazu. Gdyby np. ktoś z uczonych postanowił wydać pracę własnym sumptem albo w jakimś wydawnictwie niszowym, może ona być zgłoszona Komisji Ewaluacji Nauki, która powoła ekspertów mających ocenić, czy dana praca spełnia kryteria naukowości. Zapewne będą to przypadki sporadyczne, ale o ile nie da się ocenić ekspercko 80 tys. tomów, to można to zrobić w odniesieniu do kilkunastu czy kilkudziesięciu.

Reasumując: w pełni zgadzam się z prof. Nowakiem, że humanistyka powinna być uprawiana przede wszystkim w języku narodowym. Dlatego zarówno wykaz wydawnictw, jak i wykaz czasopism zawierać będzie wszystkie znaczące polskie podmioty wydawnicze parające się publikowaniem monografii i czasopism naukowych. Co więcej, już w tym momencie mogę ujawnić, że pierwszy wykaz wydawnictw monografii naukowych – ten, przeciwko któremu tak głośno protestuje prof. Nowak – będzie się składał w zdecydowanej większości z wydawców polskich, a nie – jak pragnęliby to wmówić środowisku naukowemu krytycy reformy – z wydawców zagranicznych. Zgadzam się także, że humanistyka ma do odegrania bezcenną misję społeczną (stąd dodajemy w ewaluacji nowe kryterium: wpływ społeczny, gdzie będzie można zgłaszać prace popularno-naukowe, o które słusznie dopomina się krakowski uczony). Prof. Nowak z pewnością natomiast podziela troskę ministerstwa, by uwolnić polską naukę od pseudonaukowej makulatury. Liczę też, że po zapoznaniu się z przedstawionymi przeze mnie argumentami przychylniejszym okiem spojrzy na instrumenty, które zaproponowałem, by osiągnąć cel, który i jemu, i mnie przyświeca.

 

Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Ucieczka Romanowskiego to początek problemów PiS
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Magdeburg. Nowy rozdział historii terroru
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Andrzej Duda pasuje do MKOl
Publicystyka
Kryzys polityczny wokół ministra Wieczorka zatacza coraz szersze kręgi
Materiał Promocyjny
W domu i poza domem szybki internet i telewizja z Play
Publicystyka
Jan Zielonka: Co przyniesie następny rok?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku