Zmiana na gorsze może być bardzo gwałtowna. Jeszcze w minioną środę w Niemczech wskaźnik liczby osób, które średnio zaraża nosiciel wirusa, udało się sprowadzić do 0,65. To był efekt rygorystycznej blokady, bo przy braku ograniczeń liczba zakażonych każdego dnia się potraja.
W poniedziałek niemiecki Instytut Roberta Kocha podał, że wskaźnik skoczył do 1,1. W kwietniu Angela Merkel ostrzegała, że przy takiej wielkości służba zdrowia w jej kraju, choć jedna z najlepszych w Europie, zostanie sparaliżowana liczbą chorych już w lipcu.
– Druga fala będzie gorsza od pierwszej – tego uczy nas doświadczenie poprzednich pandemii. Dopóki nie będzie masowo dostępnej szczepionki, orientacyjnie za rok, dopóty nie można mówić o przełomie w walce z koronawirusem – ostrzega w rozmowie z „Rzeczpospolitą" prof. Martin McKee z Londyńskiej Szkoły Higieny i Chorób Tropikalnych.
Pod naciskiem zniecierpliwionych władz 16 landów, przedsiębiorców i szeregowych obywateli kanclerz najwyraźniej odłożyła nieco na bok swoje rygorystyczne podejście: od 9 maja władze lokalne mogą wyrazić zgodę na otwarcie hoteli i restauracji, od 15 maja będą wznowione rozgrywki Bundesligi.