Nowy Świat w Warszawie. Pandemia zatopiła salon fryzjerski znanej sieci, który działał tu „od zawsze". Z Kruczej wyprowadziły się piekarnia i modna restauracja. Nie przetrwały kawiarnia i salon manicure na Prostej. Opustoszałe lokale straszą przy wielu ulicach także w innych miastach.
Na wrocławskich Krzykach do kupienia jest 60-metrowy lokal gastronomiczny. Cena: 600 tys. zł. Na Targówku w stolicy na chętnego czeka 80-metrowy, w pełni wyposażony salon fryzjersko-kosmetyczny wyceniony na 730 tys. zł. Za 59 mkw. przy ul. Kazimierza Wielkiego w Krakowie sprzedający chce 640 tys. zł. 65-metrowe bistro w centrum Sopotu wyceniono na ponad 1 mln zł. Oferty znajdziemy na portalu Morizon.pl.
Sprzedam, wynajmę
– Gama branż, których dotyka kryzys spowodowany epidemią, jest szeroka – komentuje Marcin Drogomirecki, ekspert Morizona. – Spadki obrotów uniemożliwiające dalszą działalność notują przede wszystkim kawiarnie, bary i restauracje, ale też usługi – zakłady fryzjerskie, gabinety urody, czy sklepy – odzieżowe, przemysłowe, i te, których oferta była skierowana głównie do konkretnej grupy klientów – turystów czy studentów.
Cześć przedsiębiorców musiała ograniczyć, zawiesić lub całkowicie zaprzestać działalności. – Efektem rosnącej liczby zamykających się lokali jest zwiększająca się podaż wolnych powierzchni do wynajęcia – zaznacza Drogomirecki. – Widać to nie tylko w bazie naszego serwisu. Przemierzając ulice, w kolejnych witrynach widzimy ogłoszenia: „do wynajęcia" lub „sprzedam".
Z analiz Morizona wynika, że oferta lokali użytkowych wzrosła znacząco. W lutym tego roku w bazie serwisu było ich więcej o 7–10 proc. (w zależności od rodzaju) niż przed rokiem. – To, czy lokal trafi do sprzedaży czy na wynajem, zależy od sytuacji finansowej właściciela – tłumaczy Marcin Drogomirecki. – Jeżeli ma on inne, stabilne źródło dochodu, zwykle decyduje się na poszukiwanie nowego najemcy. Jeżeli jego znalezienie się przedłuża albo właściciel ma problemy z zachowaniem płynności, to wystawia lokal na sprzedaż. To jednak ostateczność. W obecnej sytuacji ekonomicznej lepiej mieć nieruchomość przynoszącą nawet mniejszy dochód, niż gotówkę, którą zjada inflacja.