Po zabójstwie Borysa Niemcowa (27 lutego 2015 r.) wielu rosyjskich dziennikarzy, analityków i działaczy ruchu demokratycznego mówiło o braku odpowiedniej rangi lidera. Luka, która powstawała po tym morderstwie, wydawała się być nie do uzupełnienia. Trudno było znaleźć na rosyjskiej scenie politycznej człowieka, który tak mocno elektryzowałby tłum, wspinał się na latarnię podczas zatrzymania, ale wciąż nie przestawał przemawiać. Trudno było też znaleźć w Rosji człowieka, który odważyłby się stanąć z nim do debaty. By zamknąć mu usta, morderca musiał wykonać sześć strzałów.
Wtedy uwaga rosyjskich mediów skupiła się na młodym rosyjskim blogerze. Aleksiej Nawalny publikował coraz bardziej popularne filmiki, kompromitujące skorumpowanych polityków i urzędników. Rozkręcała się też jego fundacja na rzecz walki z korupcją. Zdobywał popularność, ale przeważnie w sieci, przeważnie w mediach niezależnych i przeważnie wśród młodych. Rządowe media go ignorowały, nikt z przedstawicieli władz nie wypowiadał nawet jego imienia, zresztą skutecznie. Niezależny ośrodek Centrum Lewady przeprowadził w 2017 roku sondaż, z którego wynikało, że 53 proc. Rosjan w ogóle nie słyszało jego nazwiska.
Ogólnokrajową rozpoznawalność zdobył, gdy w kwietniu ubiegłego roku został otruty. Z sondażu, które Centrum Lewady przeprowadziło pod koniec grudnia, wynika, że aż 78 proc. Rosjan słyszało o jego otruciu. Ledwo uszedł z życiem, uratowany w jednym z najlepszych niemieckich szpitali.
Mimo to powrócił, co nie często się zdarzało, zwłaszcza w najnowszej historii Rosji. Nie powrócił Kasparow, nie powrócił też Chodorkowski. Nie truto ich Nowiczokiem, ale doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co może ich spotkać w Rosji Władimira Putina. Nawalny postanowił zaryzykować życiem i tym samym w niedzielę stał się liderem rosyjskiej opozycji demokratycznej. Został powitany w stylu KGB, samolot skierowano na inne lotnisko i tuż po przekroczeniu bramek trafił w ręce policji, bez tłumaczeń, bezpardonowo. W ostatnich dniach był porównywany m.in. do Lenina, który w opancerzonym pociągu powracał ze Szwajcarii poprzez Niemcy do Petrogradu, a później stanął na czele bolszewickiej Rosji. Problem polega jednak na tym, że Lenin powracał już po obaleniu cara w kwietniu 1917, Mikołaj II abdykował w marcu. Już trwały masowe protesty i strajki robotników.
Putin abdykować nie zamierza, porządzi co najmniej do 2024 roku. Nie ma też wielotysięcznych demonstracji pod ścianami Kremla w obronie zatrzymanego lidera opozycji, robotnicy nie strajkują, ropa i gaz płyną na Zachód. Czy to się zmieni, jeżeli Nawalny trafi na kilka lat do łagru?