Owszem, są ludzie, którzy zostali oszukani. Słyszeli, że nie mają zdolności kredytowej, ale jakby chcieli kredycik we frankach, to go dostaną. Były banki, które same chciały decydować, po jakim kursie będą spłacane raty. I ustalały go według swojego widzimisię. Ekspektatywa premii kwartalnej za wyniki miała na to istotny wpływ. Ale są i tacy, którzy zaciągali kredyty na 120 proc. wartości nieruchomości, i kupowali nie tylko mieszkanie, ale też największą na rynku plazmę na ścianę albo nowiutkiego iPhone'a. Na kredyt hipoteczny! Byli i tacy, którzy brali ich kilka. I teraz ta mniejszość chce, by większość, która była ostrożna i nie dała się banksterom oszukać, zapłaciła za ich mieszkania.
Dostaję oferty (sam mam kredyt walutowy) różnych „ambulance chaserów" – jak w Ameryce nazywają adwokatów biegających za karetkami pogotowia, by dostać zlecenie reprezentowania ofiar – że tego, co bank mi wypłacił, nie będę musiał oddawać, a bank będzie musiał oddać mi raty, które zapłaciłem. Z odsetkami. No i hipotekę z księgi wieczystej po unieważnieniu umowy się wykreśli. Liczą, że trafią na sędziów frankowiczów, którzy podpisali umowę kredytową, a teraz twierdzą, że jest nieważna. Nieważną umowę podpisali?
Potencjalne zyski frankowiczów widać. A czego nie widać, jak pytał Bastiat? Nie widać strat złotówkowiczów. Bo to nie banki zapłacą. Będą domagać się pieniędzy za korzystanie z ich środków i procesować się latami – tak działa, albo raczej nie działa, wymiar sprawiedliwości, czy raczej niesprawiedliwości. I zrobią to samo, co zrobiły, gdy wprowadzono podatek „od banków". Podniosą oprocentowanie kredytów, wprowadzą nowe prowizje i opłaty lub podniosą ich wysokość, a obniżą oprocentowanie lokat. Zapłacą wszyscy, zyskają niektórzy.
Czytam, że „małżeństwo zaciągnęło kredyt w wysokości odpowiadającej 400 tys. zł i spłaciło już równowartość 230 tys. zł, a do spłaty pozostało 520 tys.". Bo najpierw spłacali odsetki, które w porównaniu z kredytem złotowym na takich samych warunkach i tak były niższe! Więc spłacili 230 tys. nie z 400 tys., tylko z minimum 700 tys. Ci, którzy w tym samym czasie wzięli 400 tys. zł bez odniesienia do franków, zapłacili już więcej – ponad 260 tys. zł, w tym dwa razy wyższe odsetki, więc im zostało więcej samego kredytu do spłaty! To może ja w ich imieniu będę wytaczał procesy? Bo na szczęście są też sędziowie, którzy nie mają kredytów frankowych.
Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI