Na razie są tylko pojedyncze przypadki – otwarta w miniony weekend restauracja w Cieszynie czy stok narciarski w Postolicach, gdzie opłaty pobierano poprzez sprzedaż oscypków. Jednak już wkrótce, jeśli rząd nie zniesie wprowadzonych w grudniu ograniczeń blokujących górską turystykę na Podhalu i w innych miejscowościach turystycznych na południu Polski, może ruszyć prawdziwa lawina buntu przedsiębiorców.
Czytaj także: Przedsiębiorcy turystyczni pozwali rząd. Za niekonstytucyjny lockdown
Uruchomiła ją akcja „Góralskie veto", którą jeszcze w grudniu zainicjował Sebastian Pitoń, achitekt z Kościeliska. Według niego obecna polityka rządu w walce z pandemią nie tyle chroni przed koronawirusem, ile niszczy prywatną własność, w tym zwłaszcza małe i średnie firmy.
Równia pochyła
Pitoń wyjaśnia, że jego inicjatywa, która nawiązuje do tradycji liberum veto, ma obudzić w elitach władzy świadomość, iż nie powinny już dłużej akceptować niszczenia gospodarki. – Jesteśmy już na równi pochyłej, a dosypywanie pieniędzy skończy się tylko hiperinflacją – podkreśla pomysłodawca „Góralskiego veta". I dodaje, że w ostatnich dniach dostaje dziesiątki telefonów od przedsiębiorców, którzy wskutek restrykcji wprowadzonych w związku z pandemią tracą dorobek życia.