Tymoteusz Szydło był osobą prywatną do momentu, w którym Beata Szydło postanowiła upublicznić jego życie. W 2017 r. ówczesna szefowa rządu chwaliła się synem księdzem w mediach. Zdjęcia pani premier z młodym klerykiem obiegły Polskę, zdobiły okładkę tygodnika „Do Rzeczy", a media o. Rydzyka transmitowały mszę prymicyjną kapłana. To nie paparazzi polowali na dziecko szefowej rządu, ale Beata Szydło zaprosiła media do prywatnego życia. Wtedy politycznie opłacało się pokazać w większości katolickiemu społeczeństwu, że takiego pięknego syna tradycyjna polska rodzina wykierowała na duchownego.
Sytuacja się zmieniła, gdy Tymoteusz poprosił o przeniesienie do stanu świeckiego i dyspensę od celibatu. Beata Szydło przestała chwalić się dzieckiem. Syn stał się tematem tabu. Jednak nagle temat wrócił za sprawą publikacji Oko.Press, z której dowiadujemy się, że syn europoseł PiS pod zmienionym nazwiskiem pracuje w firmie, w której udziałowcem jest Daniel Obajtek. I bomba wybuchła.
Czołowi przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy z premierem Morawieckim na czele rzucili się do obrony Tymoteusza. „Medialny atak na rodzinę Pani Premier Beaty Szydło to bezpardonowa próba podeptania godności drugiego człowieka. Takie nagonki powinny spotkać się z bezwzględnym i powszechnym napiętnowaniem. Także ze strony środowiska dziennikarskiego" – napisał szef rządu. W sukurs poszli inni politycy obozu władzy, popełniając bliźniacze wpisy. Ale nie od razu.
Od pierwszych informacji o zatrudnieniu syna byłej premier w ERG Bieruń Folie do zmasowanej akcji medialnej PiS minęły godziny. W obronie prywatności byłego kleryka stanęli szybko dziennikarze, w tym przedstawiciele Radia ZET i RMF. Na wsparcie premiera Szydło musiała czekać wiele godzin. Dlaczego? Władza zdała sobie sprawę, że temat staje się głośny i paradoksalnie warto go... podgrzać. Tematem „ataku na dziecko" postanowiono przykryć problemy Daniela Obajtka.
Spółka, w której pracuje syn Szydło, dostaje gigantyczne wsparcie publiczne i jest powiązana z Obajtkiem.