Jędrzej Bielecki: Unia Europejska chora na koronawirusa

Od wybuchu epidemii każdy kraj Wspólnoty walczy po swojemu z nowym zagrożeniem. Koordynacji brak. W kluczowym momencie europejska solidarność zawiodła.

Publikacja: 12.03.2020 21:00

Instrukcja mycia rąk i dozownik z płynem do dezynfekcji w budynku Parlamentu Europejskiego

Instrukcja mycia rąk i dozownik z płynem do dezynfekcji w budynku Parlamentu Europejskiego

Foto: AFP

– Nie popełnimy błędu Europy, która na czas nie odcięła się od Chin – tak w nocy z środy na czwartek Donald Trump uzasadniał zawieszenia przynajmniej na miesiąc połączeń lotniczych między Stanami a krajami strefy Schengen.

Amerykański prezydent nie dał się poznać do tej pory jako ekspert od koronawirusa. Przeciwnie, długo lekceważył chorobę, nie poddał się testom, a nawet posunął się do twierdzenia, że na nową chorobę skuteczne są szczepionki na grypę, tylko że w większej dawce.

Przeczytaj też: Czym pokonać koronawirusa? Nowe leki wymagają czasu

Ale w sprawie oceny działań Unii trudno Trumpowi odmówić racji. Kraje „27” tworzą przecież jednolity rynek, gdzie bez przeszkód przemieszczają się ludzie, towary, kapitał i usługi. Stopień integracji gospodarek państw UE jest niezwykle głęboki. To idealny grunt dla błyskawicznego rozwoju epidemii.

Jednak dopiero w miniony wtorek, wiele tygodni od pojawienia się choroby w krajach członkowskich, przywódcy „27” zebrali się na trzygodzinnej telekonferencji, aby spróbować wypracować wspólną strategię działania.

I to nie okazało się jednak możliwe. – Zasadniczo nadal każdy działa po swojemu – mówił „Financial Times” unijny dyplomata uczestniczący w obradach.

I rzeczywiście wśród wniosków z rozmów nie znalazły się te najważniejsze: wspólne reguły ograniczenia imprez masowych, izolowania chorych, rozdział na poziomie Unii masek ochronnych czy respiratorów, wreszcie rozwinięcia na wielką skalę produkcji odpowiednich leków.

Z braku przywództwa Brukseli każdy kraj rzeczywiście woli bowiem zabezpieczyć swoich obywateli, zanim zacznie myśleć o innych. Niemcy i Czechy wprowadziły więc zakaz eksportu potrzebnych w walce z koronawirusem środków farmakologicznych. Apel Włoch, gdzie liczba zakażonych przekroczyła dziesięć tysięcy, a ofiar śmiertelnych zbliża się do tysiąca, o przekazania masek i respiratorów spotkał się z brakiem odzewu choćby jednego kraju Unii, przez co Rzym jest zdany na obietnicę wsparcia ze strony Chin.

Jeszcze przed wtorkową telekonferencją rząd Austrii bez konsultacji z partnerami z UE wprowadził zakaz wjazdu dla Włochów, chyba że mają aktualny certyfikat o stanie zdrowia. Śladami Wiednia poszła Lublana i Budapeszt. W ten sposób z godziny na godzinę zaczyna załamywać się porozumienie z Schengen o przekraczaniu bez kontroli granic między krajami Unii, jeden z najważniejszych, obok euro, symboli integracji.

Działania Unii mają się koncentrować w zamian na kwestiach ekonomicznych. Do takiego przynajmniej wniosku doszli przywódcy „27”. Komisja Europejska chce uruchomić specjalny fundusz 25 miliardów euro dla stymulowania gospodarki. Skąd miałyby pochodzić te środki, na razie nie jest jednak jasne. Wiadomo, że część to już dawno zaplanowane fundusze strukturalne. Bruksela obiecuje także, że nie będzie karać krajów, które przekroczą dopuszczalne limity deficytu budżetowego i poluzuje regulacje ograniczające pomoc państwa.

Reprezentujący Włochy ambasador Maurizio Massari podkreśla jednak, że to nie są normalne czasy i europejska centrala powinna wyjść poza standardowe, biurokratyczne działania.

– Obietnice i konsultacje nie wystarczą, trzeba działać w warunkach nadzwyczajnych: szybko, konkretnie i skutecznie – zaapelował Massari.

Większy efekt od tych próśb być może będzie jednak miało samo uderzenie wirusa w unijne instytucje. Pierwsze przypadki zakażeń pojawiły się już w Europejskim Banku Centralnym we Frankfurcie, Frontexie w Warszawie, Parlamencie Europejskim w Strasburgu i Komisji Europejskiej w Brukseli. We wszystkich tych instytucjach wdrożono plan pracy zdalnej. Odwołano też comiesięczne spotkanie ministrów ds. handlu w belgijskiej stolicy, pierwsze z wielkiej liczby spotkań wysokiego szczebla organizowanych w Radzie UE.

Przed 12 laty, gdy ważyły się losy euro, a Bruksela nie była zdolna do działania, ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy zwołał w Pałacu Elizejskim nocne spotkanie z kanclerz Niemiec, prezesem EBC i premierem Wielkiej Brytanii, która choć nie ma euro, to przekształciła Londyn w największe centrum finansowe kontynentu.

To uratowało los wspólnej waluty, choć stała się ona w pełni bezpieczna dopiero cztery lata później, gdy w 2012 r. szef EBC Mario Draghi zapowiedział, że „zrobi wszystko, co potrzeba”, aby zabezpieczyć euro. Te same słowa w odniesieniu do koronawirusa Emmanuel Macron wypowiedział już teraz. Bo epidemia nie daruje zjednoczonej Europie czterech lat bezczynności.

Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki