Sekretarz stanu USA Mike Pompeo ogłosił w piątek, że w połowie lutego to właśnie w naszym kraju zostanie zorganizowana międzynarodowa konferencja pokojowa w sprawie Bliskiego Wschodu. W ten sposób niejako przyłączamy się do dwóch, mocno kontrowersyjnych inicjatyw administracji Donalda Trumpa: zerwania umowy o rozbrojeniu atomowym z Iranem i wycofania się amerykańskich wojsk w Syrii.
Szczyt w Polsce ma bowiem być ukoronowaniem wysiłków Pompeo na rzecz izolacji Teheranu, z czym do tej pory absolutnie nie zgadzała się większość krajów Unii na czele z Niemcami i Francją. Fox News, stacja, gdzie sekretarz stanu ogłosił polską konferencję, przyznaje, że nawet pro-atlantyckie Zjednoczone Królestwo, które z powodu Brexitu potrzebuje bardziej, niż kiedykolwiek amerykańskiego sojusznika, waha się, czy wysłać swojego ministra spraw zagranicznych nad Wisłę.
Zapowiedź Pompeo padła mniej więcej w tym samym czasie, gdy ujawniono aresztowanie jednego z przedstawicieli Huawei w Warszawie. Wiele wskazuje na to, że to sygnał wsparcia Polski dla innej, kluczowej inicjatywy Waszyngtonu: wojny handlowej z Chinami i szerzej konfrontacji z mocarstwowymi ambicjami Xi Jipinga. Na dwa miesiące przed ogłoszeniem przez Pentagon decyzji o wzmocnieniu amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce, to wszystko jest jakąś ceną za Fort Trump.
Ale jeśli szczyt okaże się sukcesem, korzyści dla PiS będą trudne do przecenienia. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu, u szczytu sporu o nowelizację ustawy o IPN, powstało wrażenie, że Donald Trump nie chce się spotkać z Andrzej Dudą, do pewnego stopnia izoluje Polskę. Teraz zaś Warszawa miałaby gościć kluczową dla Amerykanów inicjatywę. Na osiem miesięcy przed wyborami parlamentarnymi w Polsce trudno o bardziej radykalny zwrot. W takim kontekście, przynajmniej z punktu widzenia medialnego, obawy o wolność mediów i rządy prawa formułowane przez ambasador USA w naszym kraju Georgette Mosbacher raczej pójdą w niepamięć.