Kardynalny błąd legislacyjny (brak kworum), którego TK dopatrzył się przy uchwalaniu ustawy w Senacie, da się przecież bez trudu naprawić. Wystarczy, że rządząca formacja skieruje po raz kolejny identyczną ustawę do Sejmu i – inaczej niż zwykle – zadba, by jej uchwalenie odbyło się zgodnie z regułami sztuki.

I tu się pojawia tytułowe pytanie: czy PiS jest politycznym samobójcą? Czy w przededniu wyborów europejskich (wiosna) i parlamentarnych (jesień 2019) stać go na pogłębianie podziałów społecznych i narażanie się na gniew sporej grupy 350 tys. podatników, których dotknęłaby podwyżka daniny na ZUS? Ponad 5 mld zł rocznie wpływów do kasy państwa kusi pewnie każdego polityka lubiącego dzielić cudze pieniądze, ale arytmetyka polityczna każe tę pokusę zdusić w zarodku. Klęska PiS w wyborach samorządowych w miastach dużych i średnich to mocny sygnał ostrzegawczy. Do przedłużenia rządów o kolejne cztery lata dobrej zmianie twardy elektorat nie wystarczy, trzeba wyjść naprzeciw umiarkowanemu elektoratowi miejskiemu. I ciułać procenty poparcia.

Mocniejsze strzyżenie klasy średniej trudno zresztą – przynajmniej moim zdaniem – pogodzić z filozofią strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju premiera Morawieckiego. Po pierwsze, spowolniłoby poprawę produktywności gospodarki, zwiększając koszty firm zatrudniających wysokiej klasy specjalistów. Po drugie, zniechęciłoby zagranicznych inwestorów do lokowania w Polsce swoich oddziałów – nie można jednego dnia ich zapraszać, a drugiego znienacka zmieniać reguły gry. Po trzecie wreszcie, majstrowanie przy emeryturach ma destrukcyjny wpływ na system ubezpieczeń społecznych – bo pokazuje, że nie ma nic pewnego. A zaufanie obywateli to sprawa kluczowa dla sukcesu wprowadzanego właśnie przez rząd systemu pracowniczych planów kapitałowych. ©