Sondaż: Polacy krytycznie o decyzji Donalda Tuska i wysyłaniu ministrów do PE

Większość Polaków jest przeciwna, by posłowie i ministrowie startowali w wyborach do PE. Ale niska frekwencja i mobilizacja elektoratów nie przełoży tej krytyki na wynik wyborów – uważają eksperci.

Publikacja: 20.05.2024 04:30

Na listach do PE znaleźli się m. in. szef MSWiA Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych Bory

Na listach do PE znaleźli się m. in. szef MSWiA Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych Borys Budka, minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz.

Foto: PAP/Leszek Szymański

Na listach do PE znaleźli się obecni posłowie i ministrowie wybrani kilka miesięcy temu w wyborach 15 października. To m. in. szef MSWiA Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych Borys Budka, minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz i Krzysztof Hetman, minister rozwoju i technologii, a także cała rzesza wiceministrów KO, Polski 2050, PSL i Lewicy. To m. in. dwie wiceminister kultury Joanna Scheuring-Wielgus i Bożena Żelazowska, wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna oraz sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek, a także cyfryzacji Michał Gramatyka oraz funduszy i polityki regionalnej Jacek Protas.

Czytaj więcej

Sondaż: Jak Polacy ocenieją start ministrów i wiceministrów w wyborach do PE?

Także PiS, który celuje w co najmniej 20 euromandatów, wystawił kilkudziesięciu obecnych posłów i kilkunastu byłych swoich ministrów i wiceministrów. Odpływ z rządu i polskiego parlamentu do PE w tak krótkim okresie po wyborach wywołał ogromną krytykę.

Co Polacy myślą o kandydatach do PE?

Zapytaliśmy Polaków, czy uważają, że takie osoby powinny kandydować w wyborach europejskich? Zaledwie 13,6 proc. respondentów sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” było „zdecydowanie za”, kolejne 20,7 proc. „raczej tak”. Najwięcej pytanych takie decyzje oceniało negatywnie, z czego najwięcej, bo aż 37,8 proc., wskazało, że „zdecydowanie” posłowie i ministrowie nie powinni kandydować, a „raczej nie powinni”  14,3 proc. W sumie ponad połowa Polaków (aż 52,1 proc. ankietowanych) jest przeciwna ich startowi do PE. Dlaczego? 

Najedź myszką (stuknij w ekran) na diagram, by wyświetlić interesującą Cię wartość liczbową z opisem.

rp.pl/Weronika Porębska

Partyjne decyzje wszystkich ugrupowań, by w wyborach do Parlamentu Europejskiego wystawić jak najmocniejszych, najbardziej znanych kandydatów są nastawione na maksymalizację zysków, czyli zdobycie jak największej puli mandatów. To jednak nie idzie w parze z opinią obywatela, który myśli: tak niewiele zrobili, a już idą na polityczną emeryturę. Poza tym europarlament generalnie nie jest postrzegany jako miejsce, w którym krajowy polityk walczy o interesy jego kraju. Raczej jako nagroda polityczna, wielki osobisty zysk, kosztem niewielkiej pracy. A dla polityka to taki awans do archiwum  tłumaczy w rozmowie z „Rz” prof. UW Bartłomiej Biskup, politolog.

Politycy zawarli pakt z wyborcami

Krytyczne dla decyzji partyjnych wyników badań nie dziwią Szymona Osowskiego, prezesa Watchdog Polska. – To jest niepoważne traktowanie wyborców. Co więcej, uważam to za psucie polityki, bo nie tego oczekiwaliśmy po ostatnich wyborach i po nowej władzy. Wybory to jest pewna umowa społeczna, której strony muszą dotrzymywać – mówi Osowski.

Czytaj więcej

Tomasz Kubin: Dla kogo ważne są wybory do PE?

Do PE chcą odejść również znani posłowie kojarzący się z odkrywaniem afer PiS, jak chociażby Dariusz Joński czy Michał Szczerba. Problem w tym, że to dwaj przewodniczący działających komisji śledczych: ds. wyborów kopertowych i ds. afery wizowej, które w tej sytuacji muszą zakończyć prace do 9 czerwca. Do PE startują również wiceszefowie tych komisji, jak Marcin Bosacki (komisja ds. Pegasusa) czy Marek Sowa. W przesłuchaniach świadków, pod presją czasu, widać chaos i pośpiech.

Co robią ministrowie, którzy nie podali się do dymisji?

Czy negatywna ocena większości Polaków nie podnosi więc ryzyka politycznego? Zdaniem prof. Biskupskiego nie.  Może nam się to nie podobać, ale porażki nie będzie, bo wybory do PE mają niską frekwencję i do urn idzie zdecydowany, zmobilizowany elektorat ugrupowań. A on ufa w decyzje szefa partii i z nim nie dyskutuje  ocenia politolog.

Szymon Osowski z Watchdog Polska podnosi inny problem.  Czterech ministrów rządu w związku z kandydowaniem do PE podało się do dymisji, ale co z wiceministrami kandydatami? Czy pracują i uczestniczą w kampanii, czy też są na urlopach? Powinno być to oczywistym standardem w polityce, by nie być posądzonym o nadużycie zasobów publicznych, czego przykład mieliśmy w przeszłości  podkreśla prezes Osowski.

Na listach do PE znaleźli się obecni posłowie i ministrowie wybrani kilka miesięcy temu w wyborach 15 października. To m. in. szef MSWiA Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych Borys Budka, minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz i Krzysztof Hetman, minister rozwoju i technologii, a także cała rzesza wiceministrów KO, Polski 2050, PSL i Lewicy. To m. in. dwie wiceminister kultury Joanna Scheuring-Wielgus i Bożena Żelazowska, wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna oraz sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek, a także cyfryzacji Michał Gramatyka oraz funduszy i polityki regionalnej Jacek Protas.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kredyt 0%. Dlaczego PO nie realizuje obietnicy sprzed wyborów tylko inny projekt
Polityka
Kaczyński o TVP Kurskiego: Miała ogromne znaczenie w zwycięstwach PiS
Polityka
Spór o ambasadorów. Polscy dyplomaci wracają do kraju. Jest wśród nich Szatkowski
Polityka
4 czerwca dniem wolnym od pracy? Ruszyła zbiórka podpisów pod projektem ustawy
Polityka
Daniel Obajtek aresztowany na miesiąc? Jasna deklaracja posła Szczerby
Polityka
Sondaż: Jak Polacy oceniają prace komisji śledczych działających w Sejmie?