Pasażerowie maszyny już wcześniej mieli sygnały o podmianie drugiego pilota. Zlekceważyli je jednak. Leśniowska musiała więc zrozumieć, że była świadkiem zamachu. Brytyjczycy nie chcieli, żeby zaczęła to rozgłaszać, więc pozwolili ją uprowadzić Sowietom. Wiemy, że kiedy Majski wracał z Gibraltaru, jego samolot wykonał międzylądowanie w bardzo nietypowym miejscu, na małym saharyjskim lotnisku. Brytyjczycy wywieźli Leśniowską z Gibraltaru drugą maszyną i przekazali ją do samolotu Majskiego podczas tego międzylądowania.
Jeśli Leśniowska zostałaby na Gibraltarze, a niedługo potem zniknęła, to Polacy, którzy byli z nią na miejscu, wszczęliby alarm.
W zamęcie, jaki powstał na lotnisku tuż po katastrofie, nikt się nią nie interesował. Nawet jeśli ktoś zapamiętał, że została na miejscu, to wolał milczeć. W sprawie katastrofy gibraltarskiej jest bardzo wiele takich sytuacji. Świadkowie boją się o tym mówić nawet po latach. Są też inne dowody na porwanie Leśniowskiej. Jej bardzo charakterystyczną bransoletkę z monogramem niedługo później znaleziono w jednym z hoteli w Kairze, przez który Majski wracał do Moskwy.
Co mogło się stać z córką generała? Trafiła do łagru?
Nie, bo wtedy informacja o niej mogłaby wyjść na zewnątrz. Sowieci trzymali ją w willi NKWD pod Moskwą. Dotarłem do relacji cichociemnego, który we wrześniu 1945 r. dostał od zwierzchników informację, że Leśniowska jest tam przetrzymywana. Z Polski wyruszyła ekipa ratunkowa z zadaniem uwolnienia jej. Misja się nie powiodła, ale ci ludzie widzieli córkę Sikorskiego w jakiejś willi pod Moskwą.