Odkryta kartoteka zbrodniarzy

Nikt ich nie niepokoił przez 64 lata Lista esesmanów, którzy brali udział w eksterminacji cywilów i żołnierzy powstania warszawskiego, trafi do śledczych z IPN

Aktualizacja: 17.05.2008 03:07 Publikacja: 17.05.2008 03:06

Odkryta kartoteka zbrodniarzy

Foto: www.axishistory.com

– Fakt, że w czasie PRL nikt nie próbował rozliczyć zbrodni popełnionych w czasie powstania warszawskiego, nie jest dziwny. Komunistom po prostu nie zależało na czczeniu pamięci powstania. Jednak za jedno z największych zaniedbań niepodległej Rzeczypospolitej uznać należy, że przez 18 lat nikt nie podjął tego tematu – mówi „Rz“ Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Pojawiła się jednak szansa, by osądzić zbrodniarzy wojennych. Muzeum ma listę esesmanów, którzy tłumili powstanie. Okazało się, że żyje co najmniej kilkunastu członków najbardziej zbrodniczej formacji II wojny światowej – osławionej brygady Dirlewangera. Zostanie ona przekazana śledczym z IPN. Zbrodnie, których dopuścili się dirlewangerowcy, nie podlegają przedawnieniu.

Na trop esesmanów trafiono przy okazji badań archiwalnych prowadzonych przez muzeum. Chciano zebrać świadectwa niemieckich żołnierzy, którzy walczyli przeciw warszawskim powstańcom. Ich danych szukano w Ludwigsburgu, Berlinie i Koblencji. Złożono też zapytanie do Czerwonego Krzyża.

Z Austrii otrzymano kartotekę zawierającą ok. stu kart z danymi esesmanów z brygady Dirlewangera. Pracownicy muzeum poprosili niemieckie wolontariuszki o sprawdzenie, czy te osoby żyją.

Dane z kartoteki zawierały adresy. Okazało się, że pod takimi adresami w niemieckiej internetowej książce telefonicznej nadal mieszkają byli esesmani. Wolontariuszkom udało się dodzwonić do kilkunastu z nich. – Miały duże opory, wiedziały, że nie będą rozmawiać z żołnierzami Wehrmachtu, ale ze zbrodniarzami z SS – mówi Hanna Nowak-Radziejowska z MPW.

– Zazwyczaj reakcją było odłożenie słuchawki. Wolontariuszki usłyszały także obelgi– opowiada Ołdakowski.

Brygada Dirlewangera była formacją SS składającą się prawie wyłącznie z samych kryminalistów, którym naziści darowali kary w zamian za walkę na najtrudniejszych odcinkach frontu. Powstała w 1940 roku jako Wilddiebkommando Oranienburg (Komando kłusowników Oranienburg). Nazwa pochodziła od tego, że większość jej stanu osobowego stanowili kryminaliści złapani na kłusownictwie.

O umiejętnościach ludzi Dirlewangera wspominał Erich von dem Bach – dowódca oddziałów SS skierowanych do stłumienia powstania warszawskiego. „Posiadali zadziwiającą sprawność strzelecką, w związku z tym wytworzyła się w brygadzie swoista ambicja: tylko celny strzał do przeciwnika na dalszą odległość zasługiwał na uznanie“ – relacjonował. Nie wspominał już, że owymi przeciwnikami bardzo często była ludność cywilna, współzawodnictwo zaś miało cechy polowania na ludzi.

Podwładni Dirlewangera byli fanatycznymi nazistami. Zabijali bez sądu towarzyszy walki, którzy ośmieliliby się powątpiewać w ostateczne zwycięstwo III Rzeszy.

Do tłumienia powstania warszawskiego jako brygada ludzie Dirlewangera zostali skierowani 4 sierpnia 1944 r.

Wzięli udział w rzezi ludności cywilnej na Woli, gdzie między5 a 7 sierpnia rozstrzelano aż40 tysięcy cywilów. Potem dirlewangerowcy dopuszczali się zbrodni na Starym Mieście i Czerniakowie.

Oskar Dirlewanger urodził się w 1895 roku w Würzburgu. Oficerem został już w czasie I wojny światowej. Po przegranej wojnie wstąpił do tzw. freikorpusów. Walczył m.in. z Polakami podczas powstań śląskich. W 1921 roku wyrzucono go z uczelni za udział w burdach. Rok później dostał tytuł doktora nauk politycznych na uniwersytecie we Frankfurcie. Do NSDAP wstąpił w 1923 roku. W 1934 roku został skazany za gwałt na 13--letniej dziewczynce. W 1937 roku wyjechał do Hiszpanii, gdzie wstąpił do osławionego Legionu Condor wspierającego generała Franco. W 1940 Dirlewanger został członkiem SS. Zyskał sobie sympatię twórcy czarnego korpusu Heinricha Himmlera.

– Dirlewanger to fajny Szwab, dziesięciokrotnie ranny, twardy charakter, nieco dziwny – tak opisywał twórcę brygady Reichsführer SS. Sam sobie przypisywał zasługę stworzenia brygady kryminalistów.

– Powiedziałem do Dirlewangera: Dlaczego teraz nie rozejrzeć się za odpowiednimi kandydatami pośród łobuzów i prawdziwych kryminalistów w obozach koncentracyjnych? – mówił Himmler.

Po stłumieniu walk w Warszawie Dirlewanger został wysłany na Słowację, by tłumić tamtejsze powstanie. Po tym jednostka poniosła już same klęski w walce z Sowietami. Ostatecznie rozbito ją 29 kwietnia 1944 r. Oskar Dirlewanger zbiegł na Zachód, gdzie został ujęty przez Francuzów. Niektóre źródła twierdzą, że zabili go polscy żołnierze 7 czerwca 1945 w Altshausen. Tożsamość zwłok potwierdziła ekshumacja w 1960 r.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

c.gmyz@rp.pl

– Fakt, że w czasie PRL nikt nie próbował rozliczyć zbrodni popełnionych w czasie powstania warszawskiego, nie jest dziwny. Komunistom po prostu nie zależało na czczeniu pamięci powstania. Jednak za jedno z największych zaniedbań niepodległej Rzeczypospolitej uznać należy, że przez 18 lat nikt nie podjął tego tematu – mówi „Rz“ Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Pojawiła się jednak szansa, by osądzić zbrodniarzy wojennych. Muzeum ma listę esesmanów, którzy tłumili powstanie. Okazało się, że żyje co najmniej kilkunastu członków najbardziej zbrodniczej formacji II wojny światowej – osławionej brygady Dirlewangera. Zostanie ona przekazana śledczym z IPN. Zbrodnie, których dopuścili się dirlewangerowcy, nie podlegają przedawnieniu.

Pozostało 83% artykułu
Kraj
Szef KRRiT komentuje sprawę prezenterów AI w Off Radiu Kraków. "Likwidator kłamie"
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Kraj
Local SoMe’24 – ogłaszamy program i zapraszamy do rejestracji!
Kraj
Konferencja Kod Innowacji 2024: Odkryj technologiczne trendy i innowacyjne rozwiązania
Kraj
Wicemarszałek województwa śląskiego zatrzymany przez CBA
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Kraj
Miliony poza kontrolą. Rząd nie wie, komu daje pieniądze z Funduszu Kościelnego