Konsternacja, zaskoczenie, obawy – te słowa najlepiej opisują obecną sytuację w PiS, zwłaszcza jeśli chodzi o polityków i działaczy niższego szczebla. To efekt piątkowej decyzji Komitetu Politycznego dotyczącej radnych i członków spółek Skarbu Państwa.
– Do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ci, którzy funkcjonują w spółkach, są przez nas szanowani, jeżeli dobrze wykonują swoje obowiązki, ale nie będziemy łączyć tych dwóch funkcji. Te osoby nie będą kandydowały na żadnym szczeblu samorządu – poinformował prezes PiS Jarosław Kaczyński, który wystąpił publicznie na konferencji prasowej zorganizowanej w piątek.
Decyzja ta wywołała ogromne zamieszanie wewnątrz PiS. To dlatego, że politycy partii rządzącej, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita”, nie wiedzą, jak w praktyce będzie wyglądał mechanizm, o którym opowiedział Jarosław Kaczyński. Poza deklaracją prezesa członkowie partii nie poznali jeszcze pełnej treści uchwały komitetu.
Działacze zastanawiają się teraz, w jaki sposób ta zasada będzie funkcjonować i kogo dotyczyć – czy np. tylko pracowników powyżej pewnego szczebla czy zarabiających określone kwoty. Albo czy decyzja ta dotyczy też spółek zależnych od spółek państwowych.
W praktyce może ona jednak oznaczać rewolucję na tworzących się listach Zjednoczonej Prawicy do wyborów samorządowych. Akcja PSL „Sami swoi”, podobnie jak inne tego typu akcje opozycji („Konwój wstydu” itd.), pokazała w ostatnich miesiącach wysokie zarobki kilkudziesięciu obecnych samorządowców PiS, którzy pracują jednocześnie na różnych stanowiskach w spółkach Skarbu Państwa. Jeśli nie trafią na listy jesienią, będzie to oznaczać rewolucję kadrową i zmiany w partii, bo z samorządem może pożegnać się wielu doświadczonych radnych i samorządowców. W skali kraju może to być co najmniej kilkaset osób. – W niektórych radach np. miast będzie całkowita wymiana składu – mówi nam działacz PiS. Partia rządząca będzie mogła dzięki temu przekonywać wyborców jesienią, że przestrzega zasad etyki.