Do Brukseli dotarła polska odpowiedź na rekomendacje Komisji Europejskiej dotyczące praworządności, czyli ustaw reformujących sądownictwo w Polsce. To dalszy ciąg procedury zapoczątkowanej 3 stycznia 2016 roku i do lipca tego roku odnoszącej się tylko do Trybunału Konstytucyjnego, a teraz rozszerzonej o przyjęte i planowane ustawy dotyczące sądów powszechnych, Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego.
Polski rząd początkowo, czyli przez pierwsze miesiące 2016 roku, prowadził dialog z Komisją i stwarzał wrażenie, że gotów jest zmienić swoje postępowanie wobec TK. Niezależnie od poglądu na sam przedmiot sporu nie kwestionował zatem prawa Komisji do zajmowania się tym tematem. Potem jednak wyraźnie zaostrzył stanowisko, nie poszedł na żadne ustępstwa w sprawie TK i zaczął wypominać Komisji, że nie ma prawa zajmować się procedurą praworządności w Polsce i swoim zachowaniem wykracza poza unijne traktaty. Ta retoryka jest coraz częściej obecna w polskiej argumentacji, stała się centralnym punktem odpowiedzi przesłanej w ostatni poniedziałek, ponadto pojawia się też w komentarzach przedstawicieli rządu. Słychać, że KE nie ma uprawnień do zajmowania się praworządnością w państwie członkowskim, bo traktat rezerwuje je dla Rady Europejskiej, czyli przywódców państw UE.