Rok temu (30 czerwca) przedstawiciele Polskiej Rady Ekumenicznej i Kościoła katolickiego podpisali w Warszawie wspólne przesłanie w sprawie uchodźców. W dokumencie zapisano, że obowiązek pomocy najsłabszym, a takimi są przecież uchodźcy, wprost wynika z Ewangelii. Przypomniano też, że Polska wiele razy dawała schronienie uciekającym przed prześladowaniami, a „nasze ziemie słynęły z gościnności". „Jej podtrzymywanie i wychowywanie do niej powinno być wyrazem chrześcijańskiej wrażliwości i narodowej tradycji" – pisali przedstawiciele ośmiu Kościołów.
W chwili, gdy podpisywano ten dokument, w Polsce toczyła się już burzliwa dyskusja na temat przyjmowania uchodźców w ramach relokacji, na które zgodził się rząd PO–PSL.
Komentując wzrastającą niechęć Polaków do uchodźców, abp Stanisław Gądecki powiedział: „Nawet gdyby 60 czy 80 procent społeczeństwa było przeciwne uchodźcom, Kościół nie może powiedzieć jak politycy: Ludzie tego nie chcą, więc tego nie zrobimy".
Słuchając publicznych wypowiedzi biskupów, łatwo zauważyć, że są do bólu konsekwentni. Przypominając – czasem w mocnych słowach – o obowiązku przyjmowania uchodźców bez względu na wyznawaną przez nich religię, przynależność etniczną czy narodowościową, nigdy nie stanęli po żadnej stronie tego sporu. Nigdy nie wypowiedzieli się na temat zasadności relokacji, bo wychodzą ze słusznego założenia, że nie jest ich rolą kształtowanie polityki migracyjnej państwa.
Kościół (wcale nie na własne życzenie) stał się jednak uczestnikiem politycznej gry. Zaproponował, by na wzór włoski utworzyć w Polsce korytarz humanitarny. Miałby on objąć najbardziej potrzebujące pomocy osoby: samotne matki z dziećmi, chorych i niepełnosprawnych, osoby starsze. Po starannym ich wyselekcjonowaniu i szczegółowych kontrolach bezpieczeństwa drogą lotniczą przerzucono by ich do Polski i oddano pod opiekę wspólnot parafialnych. Uchodźcy unikają w ten sposób niebezpiecznych podróży przez morze. Propozycja ta, którą rząd mógłby wykorzystać jako kartę przetargową w negocjacjach z UE w sprawie relokacji, została przez polityków de facto odrzucona. I choć obóz rządzący co jakiś czas wysyła sygnały, że rozważa taką formę pomocy, na razie wszystko stoi w miejscu.