Rządowy rejestr pracowników z zagranicy, jaki od tego roku prowadzi minister rodziny, pracy i polityki społecznej, miał ukrócił patologię w wyłudzaniu wjazdu do Polski przez cudzoziemców, głównie z Ukrainy. Ale nic się nie zmieniło – ponad 70 proc. rzekomych pracowników nie podejmuje pracy w Polsce – wynika z danych napływających z urzędów pracy.
W tym roku polskie firmy złożyły już ponad 236 tys. oświadczeń o powierzeniu wykonywania pracy cudzoziemcowi. Zarejestrowano je dla prawie 230 tys. osób (głównie z Ukrainy i w niewielkiej części Białorusi). Pracę podjęły tylko 73 323 osoby (to dane z końca marca).
– Dane te pokazują, że cel stworzenia rejestru, który miał ucywilizować zatrudnianie cudzoziemców w Polsce i ukrócić patologie, został osiągnięty połowicznie – mówi Michał Wysłocki, ekspert BCC ds. legalizacji pobytu i pracy cudzoziemców w Polsce. – Wiemy już, jakie są proporcje, ale nadal nie wiemy, co one nam mówią: czy te osoby wjechały do Polski, czy podjęły pracę na czarno, czy może pracują w krajach Europy – zastanawia się.
Brak kontroli
W 2012 r. wprowadzono uproszczony system pozyskiwania pracowników z niektórych krajów zza wschodniej granicy. Polski pracodawca wystawiał oświadczenie o zatrudnieniu pracownika, osoba taka dostawała wizę, ale nikt nie weryfikował, czy pracownik faktycznie rozpoczynał pracę w Polsce.
W latach 2014–2016 polskie konsulaty na Ukrainie wydały 1,3 mln wiz pracowniczych – podaje Najwyższa Izba Kontroli w najnowszym raporcie. W tym samym okresie placówki w Czechach, na Słowacji i Węgrzech, które nie posiadały tzw. uproszczonej procedury zatrudniania cudzoziemców, wydały łącznie jedynie 16 tys. wiz. Czas pokazał, że uproszczony system był dziurawy i powszechnie wykorzystywany do wyłudzenia prawa wjazdu i pobytu w Polsce.